niedziela, 19 maja 2013

Charper 8.


[Sasha]

Podążyłam za Gomezem po części wbrew swojej woli. Serce krzyczało: tak! tak!, jednak rozum miał nieco odmienne zdanie.
Mario posadził mnie niemal siłą na sobie i na nic dały się moje słowa, że postoję. Po chwili przyniósł herbatę.
- Sasha, co się dzieje? - zapytał z troską w głosie.
- Nic ważnego i ciekawego, czym warto byłoby się chwalić - uśmiechnęłam się słabo.
- Sier... - zaczął, ale natychmiast mu przerwałam
- Proszę cię, nie wymawiaj przy mnie tego imienia.
- No to powiedz mi, co się właściwie stało, chodzi o niego, o was - przyjrzał mi się uważnie.
Westchnęłam ciężko.
- Rozwodzę się z nim. Zdradzał mnie z jakąś lafiryndą, która w dodatku jest z nim teraz w ciąży, i ostatnio jego adwokat pisał do mojego brata, że ja też spodziewam się dziecka, co tylko utrudni rozwód - szlochnęłam.
- A jesteś w ciąży? - spytał Mario z przerażeniem w oczach.
- Nie... to znaczy nie wiem, bo nie robiłam testu - uśmiechnęłam się i spojrzałam mu w oczy - nie spałam z nikim od jakiś 4 miesięcy, a przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo - spojrzałam na 28-letniego mężczyznę i obydwoje się zaśmialiśmy.
- Co z Lisą? - zmienił temat napastnik.
- Jest w domu z Muellerem. Spowiada mu się co tutaj robi i takie tam.
- Jest w domu sama z Thomasem? - Mario niemal krzyknął i znacząco poruszył brwiami. Prychnęłam. Położył dłoń na moim udzie i przysunął mnie na niebezpiecznie bliską odległość.
- Mario Gomezie, mimo wszystko ja dalej mam męża - spojrzałam na niego przymrużniętymi oczami.
- Męża, który ciebie zdradził, nie zapominaj o tym - odpowiedział pół szeptem i zbliżył swoje wargi do moich. Językiem szukał mojego języka. Złapałam go za włosy i lekko się uśmiechnęłam.
Nagle do domu weszli rodzice mężczyzny. Poczułam się jak przyłapana na czymś niedozwolonym. Z doświadczenia wiedziałam, że robię się czerwona, jak wtedy, kiedy w gimnazjum wychodziłam z gabinetu dyrektora po przyłapaniu na gorącym uczynku.
Spojrzałam niepewnie na napastnika, chwyciłam kurtkę i mijając w pośpiechu jego rodziców wyszłam z mieszkania i ruszyłam w stronę domu mojego i Lisy.

[Lisa]

- Opowiedziałam ci już wszystko co chciałeś wiedzieć, możesz spadać. – mruknęłam niezadowolona.
- Nie powinnaś być teraz sama. – powiedział stanowczo.
- Thomas, nie wiem co mam zrobić ze swoim życiem, rozumiesz to?! Nie wiem. – krzyknęłam. Podszedł do mnie i mnie przytulił lecz ja się natychmiast wyrwałam.
- Jak będzie prał brudy w sądzie?! Co ja zrobię, powiedz mi?! – nadal panikowałam.
- To on powinien się bać konsekwencji swoich czynów a nie ty. Nie masz przecież nic na sumieniu. – starał się mnie uspokoić, ale ja popadłam w istną nerwicę.
Po prostu cudowny koniec roku. Cały przepełniony był kłótniami i mogłam domyśleć się że wcześniej czy później tak się to skończy. Siedziałam zrezygnowana i tępo patrzyłam się w ściany. Nie wiem co jeszcze Thomas tu robił, bo powiedziałam mu że nie mam zamiaru z nim dłużej rozmawiać. Był jednak na tyle silny, że nawet w milczeniu chciał tu siedzieć. Usłyszałam dźwięk telefonu.
- Hej Lisa. O wszystkim wiem, spokojnie kochanie, pomogę ci. – usłyszałam w słuchawce głos Leny.
- Skąd wiesz? – zdziwiłam się.
- Mesut zadzwonił do Samiego Samego od razu wszystko mu wypaplał. Nie umie trzymać języka za zębami. Okropna męska menda. Nie trawię go, nie wiem jak mogłaś z nim w ogóle być. – zaczęła.
- Sama teraz tego nie wiem… - mruknęłam.
- Jesteś sama? – spytała.
- Nie, Muller siedzi obok. – odpowiedziałam.
- Thomas?
- Ta, uczepił się. – roześmiałam się lekko na minę chłopaka który właśnie to usłyszał.
- WCALE SIĘ NEI UCZEPIŁEM! – krzyknął na tyle głośno żeby usłyszała to blondynka rozmawiająca ze mną przez telefon.
- Mam dla ciebie coś, co może ci się przydać. Wejdź szybko na skype, czekam! – rozłączyła się. Wzięłam szybko laptopa na kolana, ciekawski pomocnik usiadł szybko obok mnie i czekał na rozwinięcie się wydarzeń. Natychmiast załogowałam się na skype i odebrałam połączenie od modelki.
- No mów, nie mogę się doczekać. – mruknęłam. Sprawa okazała się jeszcze ciekawsza niż przypuszczałam. Po chwili zobaczyłam załącznik. Było to zdjęcie.
- Wysyłam ci to teraz, gdy wiem że waszego małżeństwa nie da się już uratować. Znalazłam to przed tygodniem, przepraszam że podrzucam tak późno. – powiedziała.
Jej słowa mnie zestresowały. Kliknęłam w to i po chwili zobaczyłam kilka zdjęć które mną wstrząsnęły.
- A to chuj! – odezwał się piłkarz siedzący obok.

[Sasha]

- Wróciłam! - krzyknęłam przy wejściu do domu.
- Sashka, chodź no tu - usłyszałam Lisę. Nie zdejmując butów, a tylko rozpinając kurtkę podążyłam do salonu, gdzie przyjaciółka siedziała z Thomasem.
- Sądziłam, że już sobie poszłeś - mruknęłam.
- Życie jest brutalne - zaśmiał się za co spiorunowałam go wzrokiem.
- Patrz, co Lena mi wysłała - powiedziała wskazując na ekran laptopa, z którego patrzyła na mnie twarz blondynki. Pomachałam energicznie ręką z wielkim uśmiechem na twarzy.
Lisa otworzyła wysłane zdjęcie i aż mnie zamurowało.
- CO TO JEST, DO CHOLERY?! - wydarłam się do ucha Thomasa.
- Nie drzyj się, Sasha! - syknął.
- Zamknij mordę, Thomas - odpowiedziałam mu, po czym zwróciłam się do Lisy i Leny - skąd to masz, macie?
- Lena Gercke, prywatny detektyw zawsze na posterunku - zaśmiała się blondynka.
- Przecież... Lisa? Ja bym to powiedziała w sądzie jako dowód.
- Sama nie wiem... Masz coś więcej, Lena?
- Nic na razie, ale wypytam Samiego, może on wie coś więcej - powiedziała i zaraz potem zakończyła połączenie.
- Thomas, zostawisz nas same? Nie wiem, idź na spacer, do domu, rodzina pewnie czeka, co? - udałam miłą.
- Jeden telefon i jestem - powiedział do Lisy i po chwili go nie było.
* * * * *
- Dziad, chuj, jak go spotkam to zabije, najpierw uduszę, potem dobije. Jak on mógł Ci coś takiego w ogóle zrobić?! Ty się poświęcasz, co tydzień praktycznie latałaś do Madrytu, a on obściskuje się z jakąś lumpiarą, która nawet nie potrafi dobrać butów do torebki?! No błagam, zaraz wyjdę z siebie i stanę obok! - krzyczałam chodząc po pokoju i gestykulując rękami.
- Sasha, spokój. Uspokój się, słyszysz?
- Nie. Normalnie złożę mu wizytę, nie pozwolę, słyszysz? Nie pozwolę, żeby on tak robił - powiedziałam już spokojniej i podeszłam do niej - coś długo tutaj Thomas był... Ma przyjść jutro, wyjdę znowu na spacer.
- Przestań - rzuciła we mnie poduszką.
- Dooobra - powiedziałam przeciągle - oglądamy film? - zaproponowałam.
- Ostatnia piosenka!
- Woda dla słoni!
- Dobra! Przyszykuję popcorn - powiedziała Lisa, wstając z kanapy.
- I colę. A najlepiej to dla mnie ciastka i Lays'y - uśmiechnęłam się.
- Mogłaś kupić - mruknęła z uśmiechem i poszła do kuchni a ja zaczęłam szukać filmu.

[Lisa]

Poszłam zrobić popcorn. Jedną z najgorszych rzeczy jakie mogłam teraz zrobić to zamartwiać się przez tego dupka. Gdy stałam w kuchni i czekałam aż wszystko się zrobi, dostałam smsa od Thomasa.

Sasha to straszna menda się zrobiła -.-

Mimowolnie wybuchłam śmiechem.

Ciesz się, że tego nie słyszy bo zrobiła by z ciebie masę na kotlety mielone. 

Odpisałam i wzięłam popcorn który był już gotowy. Weszłam do salonu i usiadłam na kanapie obok dziewczyny.
- Śmiałaś się sama do siebie. – złapała mnie za czoło.
- Gorączki nie masz…
- Potrzebujesz pomocy specjalisty? – spytała.
- Naprawdę zrobiłaś się strasznie wredna! – jakbym cytowała Thomasa.
- No dziękuję! – oburzyła się.
- Dla wszystkich…
- Nie prawda! – przekomarzałyśmy się.
- Każdy ci powie że tak!
- Nie! Gomez na pewno by tak nie powiedział. – uśmiechnęła się.
- Bo Gomez to wyjątek w naturze. – rzuciłam.
- Jedynym wyjątkiem w naturze to jesteś ty i Thomas. – odpowiedziała.
- Nie mów ‘’Ty i Thomas’’ bo źle się wtedy czuję.
- Taka prawda! – żachnęła się. Uspokoiłyśmy się na chwilę po czym wybuchłyśmy śmiechem.
- Nasze kłótnie są beznadziejne. – prawie płakała ze śmiechu Rosjanka.
- Nie tak beznadziejne jak buty tej blond dziuńdzi od Mesuta. – dodałam po czym roześmiałyśmy się jeszcze bardziej.
- Terapia psychologa, od zaraz! – zażądała przyjaciółka po czym starałyśmy się skupić nad oglądaniem filmu.
Któryś raz w dzisiejszym dniu rozdzwonił się telefon, tyle że tym razem Sashy. Odebrała go z uśmiechem na twarzy.
- Gomez… mówiłam ci. – usłyszałam w słuchawce gdyż siedziałam praktycznie obok niej.
Ktoś wypowiedział tamte słowa po czym się rozłączył. Rosjanka głośno przełknęła ślinę.
- Kto to był? –zapytalam.
- Chciałbym to wiedzieć…

___________

Fresa - jest i ósemka - mój faworyt trololo :D powiem Wam, że w tym momencie nie chcę kończyć tego opowiadania, ale jak mus to mus :D następny będzie jeszcze lepszy - mówię Wam :D

magi091 - jest kolejny rozdział, jestem taka zaltana i na nic nie mam ochoty przez te upały, ale spięłyśmy się z Natalką i dałyśmy rade szybko coś napisać. Upały, wystawianie ocen, nic się nie chce! Pozdrawiam i liczę na komentarze :*
Chciałam jeszcze dodać że w najbliższej przyszłości powstanie nowe opowiadanie moje i Natalki o reprezentacji Francji i dwóch afrykankach. O szczegółach poinformuję później :)
*
a tu bonus od Fresy:


trololo ♥

środa, 1 maja 2013

Charper 7.


[Lisa]

Gdy pakowałam już ostatnią bluzkę do pokoju weszła matka.
- Czy coś się stało kochanie? – spytała.
- Kochanie? Sądziłam, że to Mesuta kochasz bardziej ode mnie. – warknęłam.
- Nie zachowaj się tak w stosunku do mnie, to ja ciebie urodziłam, a nie jego. – odpowiedziała i usiadła obok mnie.
- Wiem, że cię zaniedbaliśmy z tatą. To dlatego teraz masz problemy z tą ciążą? – pogłaskała mnie po głowie.
- Ale ja nie chcę mieć dzieci! Nawet nie próbowaliśmy! On cię okłamał mamo. Jest między nami źle, rozwodzimy się do jasnej anieli! – wrzasnęłam. Rodzicielka, siedziała zszokowana. Wykorzystałam to i złapałąm walizkę. Zbiegłam na dół, a ojciec wybałuszył oczy. Mama zbiegła na dół.
- Oni się rozwodzą, zrób z tym coś! – zaczęła płakać. Kiwnęłam tylko głową i założyłam kurtkę. Tragedia narodowa, Mesut i Lisa się rozwodzą.
- Rozpieprzyłaś nam święta – syknął i mocno ścisnął mnie za rękę.
- A ty mi rozpieprzyłeś życie. – wyrwałam się z jego uścisku i wyszłam z domu.
Miałam teraz zamiar wrócić do Monachium i zaszyć się w domu. Wyłączyć telefon i resztę świąt spędzić przed telewizorem, kończąc pozostałe projekty. Doszłam do dworca. Na moje szczęście, pociąg był za 15 minut. Kupiłam bilet i usiadłam na ławce. Co zrobiłam źle, ze musiałam teraz cierpieć? Przecież starałam się w małżeństwie z Mesutem. Robiłam wszystko, żeby żyło nam się jak najlepiej. Nie mogłam jednak przeprowadzić się do Madrytu, ponieważ pracowałam tu i miałam przyjaciół. Chciałam, żeby to zrozumiał. Przecież nie będzie grał w Realu wiecznie, przetrwalibyśmy to, a potem on by wrócił. Stało się jednak inaczej…
Wsiadłam do pociągu. Szybko znalazłam dla siebie miejsce i włożyłam słuchawki do uszu. Pociągi były puste. W końcu były już święta, ludzie siedzieli w domach z rodziną, tylko samotne kretynki tłukły się pociągami. Podróż zleciała mi dosyć szybko. Wysiadłam z pociągu i od razu odetchnęłam Monachijskim powietrzem. Pomimo, że moim rodzinnym miastem było Gelsenkirchen, to do Monachium zawsze ciągnęło mnie najbardziej. Uwielbiałam to miasto i cieszyłam się, ze to właśnie w nim mogę układać sobie życie. Zamówiłam taksówkę, która podwiozła mnie pod dom. Wyjęłam walizkę i weszłam na podwórko. Wyjęłam klucze i otworzyłam dom. Było pusto i zimno. Od razu dosypałam drewna do kominka i usiadłam przed nim chcąc się ogrzać. Wzięłam do ręki niedokończone projekty i dodałam kilka szczegółów. Nawet nie zorientowałam się, że było już grubo po 3 nad ranem. Zrobiłam sobie kawę. Potem drugą i na koniec trzecią. Byłam rozbudzona do tego stopnia, że nie przestawałam rysować. Skończyłam już 3 projekty. Potem obejrzałam jeszcze film w telewizji i około 8 rano, wsiadłam w samochód. Nie powinnam tego robić, po nie przespanej nocy, ale szybko dojechałam do firmy. Trwały tam przygotowania kreacji sylwestrowych. Dostarczyłam 3 bardzo ważne szkice. Wszyscy się ucieszyli, że dałam im je tak wcześnie, a nie po świętach. Pożegnałam się i opuściłam budynek. Postanowiłam zrobić zakupy. Chodząc po sklepie, oglądałam uważnie wszystkie produkty. Chciałam sobie zrobić wieczór z kuchnią francuską. Książki kucharskie, na które wydałyśmy kiedyś kupę kasy z Sash, w końcu miały spełnić swoją rolę. Na koniec kupiłam też wino. Stanęłam w kolejce. Szybko się poruszała, więc za kilka chwil mogłam już zapłacić za produkty i je spakować. Gdy odchodziłam, poczułam uścisk na dłoni. Odkręciłam się.
- Lisa, co ty robisz w Monachium? – spytał Thomas.
- Mieszkam? – roześmiałam się.
- Miałaś wyjechać na święta do Gelsenkirchen. – powiedział pewnie.
- A ty?
- Ja akurat jestem z Monachium i mam tu cała rodzinę. – odpowiedział, a ja pacnęłam się w czoło, bo dopiero to sobie przypomniałam.
- Daj mi spokój, na razie. – pożegnałam się i szybko odeszłam nie dając mu dojść do głosu.


[Sasha]


Rodzice nic nie rozumieli. Te święta miały być spokojne, ale pechowiec Sasha zawsze na posterunku. Nic nie szło po mojej myśli.
- Sasha! Do jasnej cholery, nie można tak robić - ze stanu melancholii wyrwał mnie brat.
- Jak? - spojrzałam na niego.
- Jak rozkapryszona gówniara. Czemu nie ratujesz tego małżeństwa? Przecież zdrada to nie koniec świata.
- Dla mnie koniec. Jak mam ratować coś, co już się skończyło? To nie ma najmniejszego sensu. Dla mnie Siergiej nie istnieje. Czemu nagle trzymasz jego stronę? Co ci powiedział? Jeżeli nagadał na mnie to się myli - ja byłam mu przez cały czas wierna. Mam ochotę go zabić.
- Nie mów tak - upomniał mnie.
- Mam dość. Borys, wyjdź. Proszę cię!
Brat opóścił pokój. Dla mnie skończyło się wszystko. Kochałam Siergieja, dalej go kocham, ale nie potrafię z nim być.
- Wylatuję - oznajmiłam w dniu Wigilii.
- Co? Sasha, czy ty oszalałaś? Jest wigilia! Żadne samoloty nie latają! - mama zaczęła krzyczeć.
- Latają, mam zarezerwowany bilet - odparłam beztrosko.
- Dlaczego wylatujesz? Pokłóciłaś się z Siergiejem? Przecież to twój mąż, porozmawiajcie...
- Nie, mamo. Owszem, to jest mój mąż, ale do czasu - zauważyłam jak do pokoju wchodzi Borys - prawda, braciszku? Siergiej już niedługo nie będzie moim mężem.
- Nie byłbym tego tak pewien - powiedział.
- CO?! - krzyknęłam i pociągnęłam go w stronę pokoju. Zamknęłam za nami drzwi.
- Jak to nie byłbyś tego tak pewien? Żarty sobie robisz?!
- Sasha, dostałem e-maila, w któym pisze, że ty jesteś w ciąży z Siergiejem, co prawdopodobnie może być jego argumentem. Wystarczy, że powie, że chce tego dziecka i nie wiadomo jak to będzie - Borys zrobił zakłopotaną minę.
- Dosyć tego! - z moim oczu popłynęły łzy - wylatuję!
- Nie rób tego.
- Zrobię, nie rozumiesz, że on chce mnie zniszczyć?! - spojrzałam mu w oczy - podziękuj mu w moim imieniu.

[Lisa]


Była już 16 a ja bezsensownie krzątałam się po domu. Wiedziałam, że Thomas nie odpuści i będzie chciał wiedzieć, co takiego się wydarzyło, że jestem w Monachium. Włączyłam muzykę, wlałam wina i zaczęłam gotować. Usłyszałam jednak że ktoś otwierał drzwi. Wyszłam z kucni i zobaczyłam tam zapłakaną Sashę z walizką.
- Co ty tu robisz? – zdziwiłam się.
- Ciebie bym mogła spytać o to samo. – chlipnęła.
- Mesut.
- Siergiej – powiedziałyśmy równo.
- Powiedział  rodzicom, ze chcemy mieć dziecko, ale mam problem z zajściem w ciąże, to już przesada. Wykrzyczałam rodzicom że się rozwodzimy. – przytuliłam ją.
- Ja też powiedziałam, że chcemy się rozwieść, ale Siergiej będzie robił problemy. Na dodatek Borys jest tak jakby przeciwko mnie. – rozpłakała się.
- Za co my tak cierpimy cholera? – również się popłakałam.
- Cot y robisz właściwie z nożem w ręku? – spytała.
- Gotuje. Chodź wszamamy coś. – odpowiedziałam. Dziewczyna pomogła mi w przygotowywaniu potraw. Piłyśmy wino i świetnie się bawiłyśmy. Choć raz mogłyśmy zapomnieć o tym wszystkim co się wydarzyło. Gdy skończyłyśmy zasiadłyśmy do stołu i zaczęłyśmy zajadać się francuskimi specjałami.
- Thomas mnie widział w sklepie.
- I co? – spytała.
- Pytał się co tu robię. Boję się że przylezie i zacznie wypytywać. – mruknęłam.
- Leci na ciebie. – powiedziała pewnie.
- Z tego co mi wiadomo to nie ja kręcę z Gomezem i Badstuberem na raz. – zaśmiałam się.
- Uspokójmy się. Jesteśmy przecież mężatkami! – prychnęła Sasha.
- Takimi bardzo szczęśliwymi mężatkami. Kochamy swoich mężów ponad życie….
- Chociaż nas zdradzają. – dodała.
Nie byłam pewna co do wierności Mesuta. Lena mówiła mi na jego temat wiele, lecz wprost nie powiedziała mi, że mężczyzna mnie zdradza. Może nie chciała mnie ranić? Tego nie wiedziałam. Rozdzwonił się mój telefon. Na wyświetlaczu pisało Mesut. Nie wiedzieć czemu, odebrałam.
- Czego chcesz? – warknęłam.
- Dlaczego ode mnie nie odbierasz do jasnej anieli?! – wrzasnął.
- Chyba odebrałam kretynie! – również krzyknęłam.
- Ale dopiero za dwudziestym razem. Czyś ty zidiociała? Co ja mam powiedzieć moim rodzicom? Że dlaczego wyjechałaś?! – krzyczał.
- Bo się rozwodzimy. – odpowiedziałam spokojnie.
- Moja matka się załamie, gdy się dowie że się rozwodzimy.
- Ale to już nie moja wina Mesut. – prychnęłam.
- No tak, zwal najlepiej dla mnie. To ty nie chciałaś się do mnie przeprowadzić.
- Jesteś żałosny. – syknęłam i rozłączyłam się. Wzięłam kieliszek z winem i wypiłam do dna, a potem nalałam sobie jeszcze raz.
- Ozil? – spytała przyjaciółka.
- A kto inny? – prychnęłam. Usłyszałam pukanie do drzwi. Powiedziałam, ze otworzę i poszłam w kierunku przed pokoju. Otworzyłam je i ujrzałam Mullera.
- Nie pójdę stąd, do póki wszystkiego mi nie wytłumaczysz!

[Sasha]
Usłyszałam pukanie do drzwi. Lisa powiedziała, że otworzy, więc tylko spojrzałam w kierunku drzwi.
- Nie pójdę stąd, dopóki wszystkiego mi nie wytłumaczysz! - usłyszałam głos Thomasa. Głośno się zaśmiałam.
Lisa wprowadziła gościa do salonu.
- Coś ty taka wesoła? - prychnęła Lisa.
- Co ty tutaj robisz? Przecież miałaś być w Rosji a Lisa w Gelsenkirchen, do diabła!
- Kochany, opanuj emocje, bo nie będę już taka miła - uśmiechnęłam się szeroko i podałam mu kieliszek wina.
- Twoje zdrowie, Thomas! - zachichotałam i wypiłam zawartość kieliszka.
- Nie będę Wam przeszkadzać - oznajmiłam i powoli się podniosłam.
Jasne, że chciałam słyszeć o czym rozmawiają.
- Sasha, zostań - napotkałam błagalny wzrok Lisy. Czego się nie robi dla przyjaciółki.
- Więc, mów. Co się stało? Opowiadaj Lisa, ze szczegółami! - obie usłyszałyśmy głos Thomasa.
- Rozwodzę się z Mesutem, nagadał moim rodzicom, że mam problemy z zajściem w ciążę, że się cały czas staramy o to dziecko, gdzie to nieprawda! W dodatku całą winę zwala na mnie, ja tego nie chcę! Znaczy chcę rozwodu, ale z orzeczeniem o jego winie. To nie może skończyć się inaczej... - Lisa streściła całą historię do minimum. Po chwili opowiedziała szczegółową historię rozpadu małżeństwa.
- O boże - westchnął Thomas - wiedziałem, że wam się nie układa, trasa Monachium - Madryt to jednak nie jest dystans dwudziestu kilometrów. Ale, żeby rozwód?! Po części rozumiem cię i twoją decyzję, ale na prawdę tego chcesz? Chcesz tego Lisa? - spojrzał na przyjaciółkę. Powoli wycofałam się z salonu. Nie chciałam im w niczym przeszkadzać. Zabrałam ze sobą butelkę wina i poszłam najpierw do kuchni po telefon, a potem do swojego pokoju.
Odpaliłam laptopa i weszłam na Twittera. Popisałam trochę ze znajomą i wtedy uświadomiłam sobie, że opróżniłam całą butelkę. Po cichu zeszłam do kuchni i położyłam na stole pustą butelkę i napisałam szybko kartkę "wychodzę, nie czekaj na mnie. buziaki, S.". Ubrałam kurtkę i wyszłam z domu. Wątpię, żeby mnie usłyszeli, Lisa z Thomasem byli pogrążeni w rozmowie.
Skierowałam się w stronę centrum. Na pieszo było to około dwudziestu minut.
- Mam czas - mruknęłam pod nosem, poprawiając czapkę.
Monachium nocą wyglądało pięknie. Oświetlone uliczki, przystrojone domy, drzewka i inne mniej lub bardziej ważne rzeczy. Powoli dochodziła dwudziesta. Ulice były zupełnie puste, tylko głupia Sasha włóczyła się po mieście, jakby nie miała nic lepszego do roboty.
- Hej - usłyszałam przyciszony głos. Serce zaczęło mi być szybciej ze strachu.
- Nie musiałeś mnie aż tak wystraszyć - mruknęłam do chłopaka i ruszyłam w nieokreślonym kierunku. Usłyszałam jak i Mario rusza.
"Jakie to słodkie" pomyślałam.
- Co tu robisz? Nie masz z kim spędzać świąt? - prychnęłam.
- Mam, rodzice poszli na pasterkę a ja zauważyłem cię przez okno - wskazał na budynek.
- No tak, całkiem zapomniałam, że tu mieszkasz - uśmiechnęłam się.
- Nie miałaś być w Rosji? - spytał. Łzy stanęły mi w oczach.
- Proszę cię, nie mów mi o Rosji - szepnęłam. Napastnik rozejrzał się dookoła.
- Chodź, noc jest długa, a ja z chęcią cię pocieszę - objął mnie i zaprowadził do swojego mieszkania.



                                                                           ****

magi091 - nie będę was przepraszać, bo to już jest nudne. Będzie 15 rozdziałów, a potem ''dajemy sobie jeszcze jedną szansę'' z Natalką i zaczynamy zupełnie inne, nowe opowiadanie na które już serdecznie zapraszam! My nic nie piszemy, ale jak się zepniemy to potrafimy napisać 2 rozdziały w jeden dzień. Mam nadzieję, że to coś powyżej was nie rozczaruje. Przepraszam za literówki i liczę na komentarze :)

Fresa - dzieje się, co nie? wracamy po iluśtamtygodniowej przerwie i mamy nadzieje, że ktoś to jeszcze czyta? No wiecie, nie jest łatwo (chociaż ten rozdział się w to nie wlicza) pisać o rozwodach itepe gdzie bardzo mało wiesz no, dobra, nie będę tutaj przynudzać. Czytajcie i komentujcie, miśki! <3 Ciocia Natalka wam podziękuje w następnym rozdziale <3

piątek, 29 marca 2013

Charper 6.


[Lisa]

- Mesut? A co ty tu robisz? – przeraziłam się. Borys wyszedł z pokoju, a Niemiec wszedł głębiej.
- Jedziemy na święta do rodziców. Co im powiemy? – przeszedł od razu do tematu.
- No tak.. – podrapałam się po głowie. Usiadł na moim łóżku i wziął zdjęcie z szafki nocnej. Moje i jego. Popatrzył na nie, uśmiechnął się i odstawił. Po czym spojrzał, ale tym razem na mnie. Odkręciłam głowę.
- Myślałam żeby powiedzieć im kiedy indziej. Jeszcze nie teraz. Nie psujmy świąt… - odparłam.
- Też tak myślałem. To chyba najlepszy pomysł… - poparł mnie.
- Nie licz tylko na to, że będziemy kochającym małżeństwem. – dodał, a mnie zatkało.  Nie rozumiem tego faceta. Raz chce rozwodu, potem mnie przeprasza, po czym przychodzi i znowu robi wszystko, abyśmy się pokłócili.
- A ty nie licz, że będziesz tutaj spał… - wychrypiałam, odkręcając się i ocierając łzę z policzka.
- Lisa przestań, to niby gdzie mam iść? – prychnął.
- Twój przyjaciel Neuer z chęcią cię do siebie przygarnie. – odpowiedziałam twardo. Niemiec burknął coś tylko pod nosem, po czym usłyszałam trzask drzwi. Z wrażenia, aż podskoczyłam. Otworzyłam okno i wyjrzałam przez nie ocierając łzy. Jak długo będę jeszcze cierpieć? Tylko to mnie zastanawiało. Przecież ja też zasługuję na szczęście. Rozmyślałam chyba około godziny, tępo patrząc się w prawie ciemne już niebo. Usłyszałam pukanie do drzwi.
- Mogę? – ujrzałam…THOMASA.
- Matko, Thomas? – ździwiłam się i szybko otarłam łzy.
- Wejdź… - uśmiechnęłam się lekko.
- Co ty też chcesz coś zamówić jak Holger? – zaśmiałam się.
- Nie Lisa… I nie udawaj, że wszystko w porządku. – powiedział. Zmarszczyłam brwi.
- Wszyscy wiedzą, że jest źle. Chciałem ci powiedzieć, że możesz na mnie liczyć, możesz mi się zwierzyć… - zapewnił mnie.
- Dziękuję, ale nie mam takiej potrzeby póki co. – mruknęłam. Nastała chwila dręczącej ciszy. Nie miałam za dużej ochoty dziś jeszcze z kimś rozmawiać, nawet z Thomasem, który był dla mnie bardzo miły i go lubiłam.
- Nie wiem, co mam ci poradzić nie miałem takiej sytuacji… - spuścił głowę.
- Nie musisz mi nic radzić. Nikt nie musi mi nic radzić. Wszyscy się nade mną litują. Nie potrzebuję litości. – odpowiedziałam.
- Przepraszam, nie chciałem cię urazić. – przestraszył się.
- Nie mam ochoty na rozmowy Thomas, przepraszam. – powiedziałam i znowu usiadłam koło okna. Chłopak odpowiedział tylko że rozumie i z szedł na dół. Słyszałam kawałek jego rozmowy z Sashą, ale nie za bardzo mnie to interesowało. Może teraz to ja przesadzam, ale mam dość tego, ze ciągle ktoś się nade mną lituje. Nie potrzebuję litości tylko wsparcia, a głupia paplanina mi tego nie daje…









[Sasha]


- Nie przejmuj się. Przyjdź do niej wieczorem, humor będzie miała na pewno lepszy - poklepałam Thomasa po ramieniu przy wyjściu.
- Zobaczy się - uśmiechnął się ciepło i wyszedł.
Weszłam do kuchni i zrobiłam sobie i Lisie po kubku herbaty. Położyłam je na tacę i rzuciłam tam też pudełko jakiś ciastek. Skierowałam się z tym w stronę schodów.
- Uważaj, bo zaraz będziesz poparzona - zawołał Borys, kiedy wychodził z łazienki.
- Poradzę sobie - zapewniłam go i powoli wchodziłam po schodach.
- Ostrzegałem - mruknął.
- Puk, puk - pchnęłam drzwi do pokoju Lisy i weszłam do środka.
- Sasha, nie mam ochoty na rozmowy - jęknęła i położyła głowę na parapecie.
- Ależ masz. Mów co ci leży na sercu, zaradzimy coś - pocieszyłam ją i usiadłam obok niej.
Jej opowieść kosztowała mnie wiele nerwów. No co za skurczysyn z tego Mesuta!
- No więc możemy... - zaczęłam podrzucać kolejne, jedne mniej, drugie bardziej zwariowane pomysły. Ani się obejrzałyśmy a zapadł zmrok.
- Zrobisz jak uważasz, ale ja nadal uważam, że nie powinniście udawać przed rodzicami - uśmiechnęłam się ciepło i powoli wyszłam. Zeszłam po schodach do salonu, gdzie Borys siedział przy papierach.
- Ty żyjesz pracą 24 godziny na dobę? - rzuciłam ironicznie kładąc się za nim na kanapie.
- Masz dwie inne - mruknął nie odrywając się od pracy.
- Ale ta jest moja ulubiona.
- Borys... - objęłam go
- Czego chcesz?
- Załatwiasz prezent dla rodziców, ja dla dzieciaków w tym roku.
- Nie Sasha. Ty lepiej kup coś temu swojemu Mario - zacmokał, ale wiedziałam, że mówi to poważnie.
- Odwal się od Mario. Jestem ciekawa jak tam ty z tą swoją Aną...
- Dobrze - podniósł głos - zajebiście dobrze. Przynajmniej nie zdradzam jej na prawo i lewo.
- JA SIERGIEJA NIE ZDRADZIŁAM! - krzyknęłam z oczami we łzach. Borys jest świetny, ale kiedy ma problemy w pracy czy związku zawsze, ale to zawsze wyżywa się na mnie.
- Może ja. Wiesz, Sasha, my nie możemy ze sobą przebywać dłużej niż 24 godziny.
- Odpierdol się ode mnie - krzyknęłam, że Lisa wyszła z pokoju.
- Zastanów się zanim kogoś skrzywdzisz - rzucił, kiedy trzaskałam drzwiami do pokoju. Doskonale wiedział jakie mam słabe punkty, i doskonale wiedział na kim mi zależało, a tym kimś nie był wcale Siergiej...














[Lisa]

*2 dni później*

Sasha odradzała mi pomysł z udawaniem przed rodzicami, ale ja tego nie popierałam. Rodzice nie są niczemu winni i nie chciałam żeby cierpieli.
Nastał dzień wyjazdu. Neuer wraz z Mesutem przyjechali pod moje i Sash mieszkanie. Wzięłam bagaże i zapakowałam je do samochodu po czym usiadłam. Manuel się nie odzywał, bo nie chciał pogarszać sytuacji oraz moich stosunków z nim. Nie przepadaliśmy za sobą, a przynajmniej ja za nim, więc po co nam dolewać oliwy do ognia? Na lotnisku nie obyło się bez zdjęć i autografów. Mesut nie miał na to ochoty, a ja nie miałam ochoty na niego czekać, więc prędko się uwinął i poszliśmy na odprawę. Zasiedliśmy następnie w samolocie i czekaliśmy na lot. Po 10 minutach dowiedzieliśmy się, że samolot startuje, więc zapięliśmy pasy. Początkowa część podróży minęła nam w ciszy.
- Tylko zachowuj się normalnie. – w końcu się odezwał.
- Powinnam to raczej powiedzieć do ciebie bo póki co, jedyną osobą która zachowuje się dziwnie jesteś ty. Raz jesteś niemiły, potem przepraszać, żeby potem znowu mi dowalić. – powiedziałam nie patrząc na niego. Milczał. Nie odezwał się już przez całą drogę. Bolała mnie nasza sytuacja i to, że nasze małżeństwo diametralnie się rozwaliło. Po niedługiej podróży wylądowaliśmy w Gelsenkirchen. Od razu poczułam charakterystyczny zapach domu i dzieciństwa. Wyszliśmy z samolotu i przeszliśmy przez odprawę. W Gelsen Mesut jest bardzo popularny, ja mniej, ale jako projektantka również, więc kilku fotoreporterów mnie wcale nie ździwiło. Wzięliśmy swoje bagaże i gdy szliśmy Mesut złapał mnie za rękę. Popatrzyłam na niego tylko i prychnęłam. Zawsze byłam dobrą aktorką, ale tak trudnej roli jak ta jeszcze nigdy nie dostałam. Żeby nie wywołując jednak podejrzeń, starałam się udawać dobrą, przykładną i kochającą żonę. Wsiedliśmy do taksówki i po przebyciu kilkuminutowej drogi byliśmy już pod domem moich rodziców, rodziców których mieliśmy się spotkać. Rodzice Mesuta  mieszkali przez płot więc nie robiło to większej różnicy. Zadzwoniłam dzwonkiem. Drzwi otworzyła mi mama i mocno uściskała mnie i Ozila po czym wpuściła do środka. Tam przywitaliśmy się z rodzicami Mesuta i moim tatą.
- Jak wam się układa? Nadal uważam, że powinniście mieszkać razem! – zaczęła matka Ozila.
- Bardzo dobrze, dajemy radę – uśmiechnął się do niej. W duchu miałam ochotę wybuchnąć śmiechem ale się powstrzymałam.
- Jak dobrze, to może na następne święta rodzina się powiększy? – zaproponowała tym razem moja matka, a ja mało nie zakrztusiłam się herbatą, którą właśnie piłam.
- Nie zajdę w ciążę póki co. To jeszcze nie jest dobry moment. – odparłam twardo.
- Ale myślimy o tym! – uśmiechnął się piłkarz i złapał mnie za rekę. Odkręciłam tylko wzrok i chciałam zmiany tematu. Po godzinnej rozmowie pełnej udręki rodzice Mesuta wyszli do domu, a my mieliśmy zamiar się położyć.
- Mamo, mogę sobie posłać w moim pokoju? – zapytałam kobietę.
- Ale posłałam wam już w gościnnym. – odpowiedziała.
- No to tam będzie spał Mesut, a ja u siebie – uśmiechnęłam się.
- Nie śpicie razem? – przestraszyła się. W pomieszczeniu pojawił się także Ozil.
- Lisa chciała po prostu powspominać dawne czasy. Jutro tam będziemy spać. – wtrącił się, po czym krzyknął do mojej mamy pogodne dobranoc i pociągnął mnie mocno za rękę na górę. W pokoju wyrwałam mu się z uścisku, który bolał.
- Co ty odwalasz? – oburzył się.
- Unikam tego żeby wydrapać ci oczy. – warknęłam po czym wyszłam do łazienki.

[Sasha]

*Dzień później*

Pakowałam właśnie ostatnie rzeczy przed wyjazdem do Rosji, gdy usłyszałam wołanie Borysa.
- Sasha, do ciebie!
- Moment! - odkrzyknęłam i usiadłam na walizce by ją dopiąć.
Po chwili zeszłam z ostatnią walizką na dół, niczego nieświadoma i powiedziałam do brata:
- Borys, byłbyś tak łaskawy i schowałbyś moją... - w tym momencie ujrzałam Mario w progu. Uśmiechnął się na przywitanie, a ja czułam bicie serca jak nigdy.
- Kosmentyczkę do swojej torby. Cześć, Mario - przywitałam się z napastnikiem.
- Jasne, daj a wy pogadajcie za domem. Za godzinę wyjeżdżamy - powiedział i zniknął za rogiem.
- Co tu robisz? - zapytałam od razu - jak ktoś cię tu zobaczy to będziesz miał nieprzyjemności. Wiesz jakie są gazety.
- Dowiedziałem się, że wyjeżdżasz na święta do rodziców to chciałem Cię zobaczyć - czułam jak robię się czerwona. 'Sash, ogarnij się.'
- Dobrze się składa, bo moja siostra też bardzo chciała się z tobą spotkać - rzucił z wielkim uśmiechem mój brat, przechodząc do kuchni po sok.
- Nie pomagasz - powiedziałam do niego.
- Sasha, nie będę zabierał czasu, bo się szykujecie. Wesołych świąt - uśmiechnął się i wręczył mi niewielkie pudełeczko.
- Dziękuję - przytuliłam go - poczekaj, ja dla ciebie też coś mam. - powiedziałam i wyszłam po zapakowany prezent dla niego. Poszłam na łatwiznę, bo kupiłam "tradycyjny" zegarek, ale nic innego mi do głowy nie wpadło.
- Proszę bardzo - uśmiechnęłam się szeroko.
- Dobra, lowelaski spotkacie się jak wrócimy, Sasha bierz swoje walizki i idziemy.
- Pomogę ci, chodź. - zaproponował Gomez.
- Nie trzeba, poradzę sobie.
- Sasha, nie denerwuj mnie - zaśmiał się a ja dałam za wygraną. Wzięłam swoją torebkę i weszłam do samochodu poprzedniu żegnając się z Mario.
Na lotnisku szybko przeszliśmy przez odprawę i w samolocie zajęliśmy swoje miejsca. Kiedy wystartowaliśmy Borys szepnął:
- Miłość kwitnie. - Na co ja go tylko szturchnęłam i obydwoje się zaśmialiśmy.
- Jutro koniecznie musimy kupić prezenty. Siostry nam tego nie wybaczą.
- Nigdy...
O 21. samolot wylądował. Na lotnisku przywitali nas rodzice wraz z siostrami. Pojechaliśmy do nowego domu rodziców na przedmieściach Moskwy.
- Siergiej z wami nie leciał? - zmartwiła się rodzicielka.
- On jutro przyleci. Miał jeszcze kilka spraw do załatwienia - odparłam i zaraz dodałam - jestem padnięta. Idę spać. Dobranoc.
Wzięłam szybki prysznic i po nim położyłam się w pokoju gościnnym. Nie wiem kiedy zasnęłam, ale bardzo szybko.






[Lisa]

Nie przespałam ani minuty tej nocy, a Mesut nie dość że chrapał sobie na cały pokój to spał w najlepsze. Gdy wstał rano i zobaczył że nie ma mnie w łóżku rozejrzał się. Siedziałam na balkonie z podkulonymi nogami.
- Nie spałaś w ogóle? – ździwił się.
- Nie mów że cię to obchodzi. – prychnęłam.
- Nie przesadzaj, martwię się o ciebie. – położył swoją dłoń na moim ramieniu. Wybuchłam śmiechem.
- Co ty właściwie ode mnie chcesz?! Raz się na mnie drzesz, żeby potem być znowu kochającym mężem? Mesut przestań mnie jeszcze bardziej ranić. – krzyknęłam.
- Widzę że nie wyspałaś się dziś po prostu. – wszedł do pokoju i zaczął się ubierać.
- Za to ty spałeś w najlepsze.. – również weszłam do środka i przebrałam się w ubranie.
- Nikt ci nie bronił ze mną spać. – teraz to on się oburzył. Zeszliśmy na dół gdzie czekało już na nas śniadanie. Usiadłam i zjadłam kanapkę, popijając ją kawą.
- Dlaczego więcej nie zjesz kochanie? – spytał tata.
- Może naprawdę jesteś w ciąży. – złapała mnie za rękę mama.
- NIE JESTEM W ŻADNEJ JEBANEJ CIĄŻY. SKOŃCZCIE W KOŃCU! – krzyknęłam i szybko poderwałam się ze stołu. Założyłam buty, wzięłam kurtkę i wyszłam na krótki spacer ulicami Gelsenkirchen. Miło jest przyjechać i tak po prostu pochodzić po swoim rodzinnym mieście. To zupełnie inny świat niż Monachium. Zupełnie inny. Niemcy są tak bardzo różnym krajem, że trzeba obejść wszystkie miasta, aby to sobie uświadomić. Często jestem w Berlinie, Monachium i Gelsenkirchen i widać różnicę. Kupiłam sobie kubek gorącej czekolady i usiadłam na ławce przed moją byłą szkołą. Mój telefon rozdzwonił się.
- Żyjesz jeszcze? – spytała Sasha.
- Tak – uśmiechnęłam się.
- A nie zajebałaś Mesuta? – roześmiała się.
- Niee – odpowiedziałam jej również śmiechem.
- On nadal jest dziwny. Raz na mnie nakrzyczy, a potem znowu mnie kocha. Nie wiem, co mam myśleć na jego temat. – upiłam łyk ciepłego napoju,.
- A jak rodzice? – zapytała.
- Daj spokój, przed chwilą wybiegłam z domu. Pokłóciłam się z nimi. Matka ciągle mi wmawia, że jestem w ciąży. Mam tego po dziurki w nosie. – zawarczałam automatycznie, na myśl o sytuacji.
- Moi już pytali się o Siergieja… Ehhh… - powiedziała zrezygnowana. Porozmawiałam jeszcze z przyjaciółką po czym wróciłam do domu. Mesut siedział w salonie z moimi rodzicami i o czymś rozmawiali. Zdjęłam buty, kurtkę i gdy chciałam wejść na górę, mama mnie zawołała.
- Przepraszam Lisa. Już nie będę mówić nic o żadnej ciąży. Nie wiedziałam, że to dla ciebie taki trudny temat. – powiedziała. Uśmiechnęłam się do niej lekko.
- Mesut nam opowiedział, że staracie się o dziecko od dawna, ale wam się nie udaje. Wiesz, może poszłabyś do mojego ginekologa! On jest bardzo dobry – zaproponowała.
- CO MESUT POWIEDZIAŁ? – ożywiłam się.
- Że masz problemy z zajściem w ciążę. – odpowiedziała mi matka.
- CZY CIEBIE DO RESZTY POJEBAŁO CZŁOWIEKU?! – krzyknęłam na Niemca.
- Koniec tego. Okurwieję w tej rodzinie. – zdenerwowana pobiegłam na górę i zaczęłam pakować swoje rzeczy do walizki.



[Sasha]
- Sasha, kochanie - usłyszałam wołanie mamy.
- Tak? - wyjrzałam ze swojego pokoju.
- Zejdź na dół. Zjemy obiad.
Odłożyłam z rezygnacją książkę i zeszłam na dół taranując Borysa.
- Hej kochanie - usłyszałam głos.
J e g o głos.
- Cześć - powiedziałam podchodząc do niego. Jak grać to grać.
- Piśnij słówko o zdradzie to po świętach - powiedział do mnie i zaraz objął. Wywróciłam oczami.
- Ślicznie razem wyglądacie - zachwycała się moja mama, podając do stołu.
- Ee tam - machnęłam ręką.
- Jak tam Lisa? Siergiej mówił, że przez te staranie o ciążę urwałyście kontakt.
Na te słowa wyplułam herbatę.
- Jakie kurwa starania o ciążę? Przecież Siergiej nic z Lisą nie rozmawiał od jakiś dwóch miesięcy - pacnęłam się w czoło otwartą dłonią.
- Może to ja coś źle usłyszałam? Nie ważne, cieszmy się świętami - mama popchnęła nas do salonu.
Mieszkaliśmy w Rosji, ale po rodzicach taty "zachowaliśmy" religię chrześcijańską. Siergiej też.
Kiedy mama poszła zaparzyć herbatę syknęłam do męża:
- Nic nie mów. Nienawidzę cię ty chuju i jeden niewłaściwy ruch a zacznę wrzeszczeć.
- Uspokój się - powiedział, łapiąc mnie za udo.
- Nie dotykaj mnie! - powiedziałam już głośno, kiedy do salonu wszedł Borys. Braciszku, uratuj mnie.
Przywitał się z Siergiejem i usiadł koło mnie.
- Co tam, siostra?
- Nic - odpowiedziałam i skrzyżowałam ręce na piersi.
- Proszę, o Borysik, zszedłeś wreszcie. Żyjesz cały czas tą pracą - mama ponownie wkroczyła do akcji.
- Mamo, proszę cię przestań - powiedziałam cicho.
- Sashka, coś dzisiaj jesteś w niehumorze. Siergiej weź ją na jakiś spacer, czy coś - mama poszła po ciastka.
- Jezus Maria, ja nie wytrzymam w tej rodzinie - powiedziałam sama do siebie, wstałam i wyszłam z domu. Usiadłam na schodach i zapaliłam papierosa. Usłyszałam ciche zamykanie drzwi i poczułam czyjeś ręce na ramieniach.
- Sasha, mama nic nie wie, i lepiej będzie jak tak zostanie - powiedział z troską w głosie Borys.
- Nie wkurwiaj mnie - syknęłam i zaciągnęłam się, by po chwili papieros wylądował na ziemi.
Wstałam i zamierzałam otworzyć drzwi
- Bądź miła dla niego. Chociaż udawaj - powiedział jeszcze brat.
- To nie jest takie łatwe, Borys. Nie potrafię udawać kochającej żony, wiedząc, że mąż mnie zdradził - wyszeptałąm i weszłam.
Nienawidzę świąt.

                                                                      *****

magi091 - znowu nas tu długo nie ma. Rozdział znowu był gotowy, ale o tym zapomniałyśmy. Za dużo obowiązków. Na dodatek, przed chwilą była awaria bo zapomniałyśmy hasła, a raczej loginu <lol>. Doszłyśmy do wniosku, że skrócimy długość tego bloga. Chciałabym dociągnąć do 15 rozdziałów i pewnie na tym się skończy. Zresztą zostawiacie po sobie mało śladów :< 
Serio kocham tego bloga, ale coś się wypala. Nie umiem wam tego określić.
Pozdrawiam :)

Fresa - długo nas nie było, co? Oddajemy w Wasze oczy nowy rozdział, który mam nadzieję, że Wam się spodoba. Co do planów na przyszłość - kilka się ich jeszcze pojawi i zakończymy opowiadanie... Trzeba żyć dalej.
Z góry przepraszamy za literówki i wszelkie nieścisłości.
Ahoj! <3

poniedziałek, 25 lutego 2013

Charper 5.



[Sasha]
Lisa wyszła a ja zaraz za nią. Wyrwałam się z uścisku Holgera i wybiegłam. Tak po prostu bez słowa.
- Jestem - krzyknęłam, kiedy wyszłam z ośrodka.
- Szybko.
- Oj tam... Idziemy do domu czy na miasto? - zaproponowałam wsiadając do samochodu.
- Jedźmy do domu, mam zły humor.
- Tak jest, szefie. - zaśmiałam się pod nosem i odpaliłam samochód. Borys powinien być w sądzie do około 16, to może on zajmie się Lisą.
- Popatrz, obie wyszłyśmy młodo za mąż, obie się teraz rozwodzimy. Życie jest do bani, a miało być tak pięknie - odparła Lisa, kiedy zatrzymałam się na światłach.
- Widocznie tak miało być - uśmiechnęłam się, by wiedziała, że ma we mnie oparcie.
- Ale Ty z Mesutem dacie sobie radę. To tylko taki kryzys. Dla was jest nadzieja. Spróbuj Lisa - spojrzałam na nią.
- Nie ma, Sash. Nic z tej miłości nie zostało.
Dojechaliśmy pod dom i obie wyszłyśmy z samochodu. Odwróciłam się i zobaczyłam, że auto Siergieja wjeżdża na podjazd.
" No nie. " przeklnęłam w duchu, kiedy wyszedł z niego, mój - jeszcze - mąż.
- Czego chcesz? - warknęłam, a Lisa weszła do domu.
- Sasha - odparł spokojnie - przyjechałem, żeby porozmawiać.
- Teraz chcesz rozmawiać?! Teraz?! Kiedy zostawiłeś mnie na lodzie?! Co, może ta twoja dziunia od ciebie odeszła?! - uderzyłam go ze łzami w oczach.
- Sa... - zaczął, ale mu przerwałam
- Nie rozumiesz, że zniszczyłeś to wszystko?! Może przyszedłeś tu żeby rozejść się za porozumieniem stron?! Wybij to sobie w z głowy! Siergiej! Ja cię kochałam a ty rozwaliłeś to małżeństwo swoimi widzi mi się.
- Wiesz, że jeszcze da się to wszystko naprawić. - odparł spokojnie, jakby nigdy nic się nie stało.
- Co?! Nic się nie da już naprawić. Jeszcze dzisiaj złożę papiery rozwodowe.
- Mogę coś dla ciebie jeszcze zrobić?
- Tak. Zniknij z mojego życia raz na zawsze - powiedziałam zapłakana i skierowałam się w stronę drzwi wejściowych.
- Nienawidzę go - powiedziałam wchodząc do łazienki.
- Kochasz go? - zapytała się Lisa.
- Kochałam - odparłam i zaraz wyszłam z pomieszczenia kierując się przed telewizor.
- Idziemy dzisiaj na mecz? Może chłopaki poprawią nam humory - Lisa weszła do pokoju z tacą a na niej dwa pucharki czekoladowych i waniliowych lodów.
- Kochana jesteś - przytuliłam ją i zaczęłyśmy wspominać...

[Lisa]

Naprawdę nie umiem zrozumieć dlaczego życie aż tak bardzo skopało nam tyłki. Wyszłyśmy młodo za mąż, żeby mieć oparcie w bliskiej osobie, a nie żeby teraz ciągać się nawzajem po sądach. Mesut chciał się rozwieść. Wiedziałam że to on tego chciał. Sam to zaproponował, a gdyby tego nie chciał, nawet nie przyszłoby mu to do głowy. Kończyłam jeść przygotowane wcześniej lody i poszłam na górę. Starałam się dokończyć szkicować projekt na suknię, ale ręka mi się trzęsła. Nie umiałam nic zrobić. Rzuciłam ołówkiem i złapałam się za twarz. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu. Jedna nieodebrana wiadomość od Mesuta. Mimowolnie ją odczytałam.

‘Myślałem nad tym i chyba lepiej będzie jak się rozstaniemy’

Odczytałam i znowu się rozpłakałam.
- Sasha! – krzyknęłam. Dziewczyna po kilku minutach przyszła do mnie i oparła się o biurko jedząc kanapkę.
- Czo szy ształu? – powiedziała przeżuwając bułkę.
- Mesut naprawdę chce się rozwieść. Nie będzie walki o nas związek to koniec. – odparłam i znowu wybuchłam płaczem. W głębi kochałam chłopaka. Moje oczy były już tak supchnięte i czerwone, że nigdy jeszcze ich nie widziałam w takim stanie. Rosjanka gdy się o tym dowiedziała, zakrztusiła się kanapką.
- Uważaj bo się zabijesz i kto mi wtedy zostanie? – uśmiechnęłam się przez łzy, a ona mnie przytuliła.
- Mamy siebie, musimy teraz na siebie liczyć. – pogładziła mnie po plecach, po czym rozluźniłyśmy uścisk.
- Twoi rodzice i Mesuta wiedzą? – spytała.
- Nie. Nie wiem jak to będzie. Oni tego nie przeżyją. Mieszkają w Gelsenkirchen praktycznie przy sobie, przyjaźnią się. Moja i Ozila matka wpadną w jakąś panikę. Przecież to będzie awantura na całą rodzinę… - pokręciłam głowa.
- Wolę im to powiedzieć osobiście. – dodałam.
- Może masz rację. Tak będzie lepiej. – poparła mnie.
- To co idziemy na ten mecz dziś? Chodź. Należy nam się odrobina oderwania się od tego wszystkiego. Tyle teraz na nas spadło. Cholerne życie uczuciowe – burknęłam.
- Jasne, pójdę. Tylko dokończę ten projekt i schodzę na dół, okej? – zapytałam.
- Okej. Zadzwonię do Bastiana i dowiem się czy da się coś zrobić w sprawie biletów. – odpowiedziała i zostawiła mnie samą. Cieszyłam się, że ona także zakupmlowała się bliżej z niektórymi chłopakami. Nie wiedzieć czemu po tej rozmowie trochę mi ulżyło. Co prawda połowa kartki była zalana łzami, ale projekt skończyłam. Wybrałam numer do przełożonego i powiadomiłam go, że skończyłam 4 nowe projekty i że mogę mu je jutro zawieźć. Był zadowolony, że szybko wywinęłam się z zaległości i jeszcze dołożyłam do tego nowy projekt. Umówiłam się z nim jutro na godzinę 14 w głównym budynku firmy. Po skończonej rozmowie zeszłam na dół. Siedziała tam Sasha, z kubkiem kakao kakao oglądała jakieś romansidło.
- Proszę cię wyłącz to. – wzięłam do ręki pilot i jej to wyłączyłam. Nawet nie protestowała, co mnie ździwiło.
- Załatwiłaś sprawę z Bastim? – spytałam.
- Tak, mamy dwa bilety. – mruknęła. Uśmiechnęłam się sama do siebie i poszłam do kuchni w celu przygotowania czegoś do jedzenia. Rosjanka pochłonęła już trochę smakołyków ale nadal była głodna, podobnie jak ja. Nie mając wiele pomysłu i czasu, usmażyłam nam frytki, wzięłam keczup i usiadłam w salonie. Tym razem telewizor włączyłam na wiadomości i wlazłam pod koc do dziewczyny z talerzem frytek. Oglądałyśmy uważnie program informacyjny zajadając się. Gdy skończył się i program i frytki, wstałam i pociągnęłam ją z łóżka.
- Zbieraj się na mecz. – mruknęłam i poszłam na górę. Przebrałam się, a następnie ubrałyśmy kurtki i wyszłyśmy z domu.

[Sasha]
Po dojechaniu pod stadion, zajęciu swoich miejsc pozostało nam tylko czekanie na pierwszy gwizdek. Stęskniłam się za oglądaniem chłopaków w akcji. Dzisiaj Bayern grał w silnym składzie: Neuer - Lahm, Dante, Badstuber, Alaba, Schweinsteiger - Mueller, Kroos - Ribéry, Mandzukic - Gomez. Bayern szybko zaczął prowadzić po golu Ribery'ego i Mandzukica. Właśnie kończyła się druga połowa, a Bayern prowadził już 4:0, po dwóch bramkach Gomeza. Nie oszukujmy się, cieszyłam się, kiedy strzelił drugą bramkę. Wiedziałam, że wtedy będzie w dobrym humorze. Kiedy sędzia doliczył 4 minuty do regulaminowego czasu gry, wstałyśmy z Lisą i ruszyłyśmy w stronę szatni. Ochrona nie robiła problemu, bo akurat ci faceci nas znali. Weszłyśmy do pomieszczenia i usiadłyśmy na ławkach. Za chwilę przyjdą tu spoceni, przepełnieni testosteronem faceci.
- Co ty taka szczęśliwa? - Lisa jak to Lisa, nic jej nie umknie.
- Czy ja nie mogę być po prostu uśmiechnięta?
- Gomez? - zapytała się a ja na nią spojrzałam w uśmiechu, który zdradzał wszystko.
- GOMEZ?! Wiedziałam to! Ale wiesz, że Borys za nim nie przepada, nie? Powiedział mi to ostatnio. No, ale zerwał z Silvią, więc wiesz...
- Kochanie, ja jeszcze jestem mężatką - przypomniałam jej.
- Chodźmy, bo słyszę, że ferajna idzie. - gdy Lis to powiedziała do szatni weszli Bawarczycy.
- LISA, SASHA! Czekajcie, odwieziemy was - krzyknął Neuer, a my obie wybuchłyśmy śmiechem.
- Na imprezę? Nie, dziękuję - uśmiechnęła się Lisa i wyszłyśmy.
- No poczekajcie, do cholery - powiedział Bastian. Ok, jak mówi Bastian to znaczy, że to będzie bezpieczne.
- Zadzwonię do Borysa i powiem, żeby nie czekał na nas - odparłam i odeszłam dalej, by porozmawiać z bratem.
- Cześć, Borys.
- No hej, Sash. Co jest?
- Jedziemy z Bastianem, nie wiem gdzie i nie wiem kiedy wrócę.
- Gdzie jedziecie?
- Jeszcze nie wiemy, ale dam ci znać. W lodówce powinna być jeszcze sałatka, a jak nie będzie to owoce są w koszu nad...
- Sasha, wiem gdzie co jest. Nie martw się o mnie. - zaśmiał się, a ja mu zawtórowałam.
- No to trzymaj się, pa. - powiedziałam i nacisnęłam czerwoną słuchawkę.
Po pół godzinie z szatni łaskawie wyszedł Bastian.
- Sasha, Lisa pomóżcie. Proszę was - jęknął, gdy skończył rozmawiać przez telefon.
- O co chodzi?
- Święta. Sarah.
- Do rzeczy.
- Nie wiem co jej kupić. Mam pustkę w głowie. Czarną dziurę. Jedźcie ze mną i mi pomóżcie.
- Czemu akurat dzisiaj?
- Bo to mój jedyny wolny termin po południu - rzucił i wsiedliśmy do samochodów. On jechał przed nami. Zajechaliśmy na parking jednej z większych galerii i weszliśy do sklepu jubilerskiego.
Po długich dyskusjach, namowach itp. Bastian zdecydował się na srebrny łańcuszek z serduszkiem i do tego kolczyki.
- No. A wy co macie dla rodzinki? - zapytał, kiedy staliśmy przy samochodach.
- Jeszcze nic, wybieramy się na zakupy w najbliższym czasie - zaczęła Lisa.
- Ty wybierasz. Ja kupuję w Moskwie, nie będę ze sobą miśków i lalek wozić - przeraziłam się na samą myśl o tym, że znów będę przekopywać sklepy zabawkowe w poszukiwaniu lalek i torów dla samochodzików. Że też musiało być tyle dzieciaków...
- Sash, jedziemy. Pa, Bastian. Ucałuj Sarę - pożegnałyśmy się z pomocnikiem i powoli wracałyśmy do naszego domu.



[Lisa]


Po drodze do domu, zastanawiałam się nad świętami. Moi i rodzice Mesuta nie wiedzieli, że się rozstaliśmy, więc za pewne będą dzwonić, żebyśmy do nich wpadli na święta. (Na potrzeby opowiadania zmieniłam wiarę Mesutowi dop.aut.), a wtedy wszystko wyjdzie na jaw i święta zamienią się w istny koszmar. Nie zadręczałam się tym jednak. Myślałam, żeby poudawać jeszcze w święta z Mesutem i powiedzieć im potem, aby nie psuć atmosfery. Dla mamy Mesuta zaprojektowałam piękną apaszkę, a dla mojej mamy bluzkę. Dla taty Mesuta postanowiłam kupić złote spinki do garnituru, a mojemu hiszpańskie wino. Prezenty były kosztowne, bo z najwyższej półki, ale święta są raz do roku. Jestem jedynaczką, więc nie mam komu więcej kupić prezentu w przeciwieństwie do Sashy i jej dużej rodziny.
Weszłyśmy do domu w którym czekał Borys. Uśmiechnęłyśmy się do chłopaka i zdjęłyśmy kurtki. Po kilkunastu minutach przebywania w domu, poprosiłam chłopaka na rozmowę do mojej pracowni.
- Jesteś prawnikiem, nie? – bardziej stwierdziłam niż spytałam, co on potwierdził.
- Jeśli dojdzie do mojego rozwodu z Mesutem to… - zaczęłam.
- Najprawdopodobniej sąd orzeknie jego winę. – przerwał mi się uśmiechnąl. Kiwnęłam głową dziękując mu.
- Złożysz papiery? – spytał.
- On je złoży, bo to on tego chce. – odpowiedziałam. Dał znak że rozumie. Poprosiłam go jednak, aby w razie polecił mi jakiegoś dobrego prawnika. Dał mi namiar do jednego i odparł że to jego dobry kumpel i żebym powołała się na Borysa, a tamten będzie idealnie wiedział o kogo chodzi. Podziękowałam uściskiem chłopakowi, po czym do pokoju weszła Sasha z Holgerem.
- Cześć Holgi – uśmiechnęłam się do chłopaka.
- Nie przeszkadzam? – spytał.
- Nie już skończyliśmy. – odpowiedział Borys i zostawił mnie z Sashą Saską Badstuberem.
- Holger ma do ciebie prośbę – puściła mi oczko i również wyszła z pokoju.
- No bo jesteś projektantką, tak? – zaczął. Kiwnęłam głową że tak.
- Mogłabyś coś zaprojektować dla mojej mamy na święta? Chcę jej dać jakąś ładną sukienkę, bo ciągle narzeka że ma ich mało. – wywrócił oczami.
- Oczywiście zapłacę ci za zlecenie, - dodał szybko.
- Daj spokój Holger. Skończyłam teraz wszystkie projekty i mam czas. Zrobię to za darmo i z wielką przyjemnością – zapewniłam chłopaka.
- Dziękuję jesteś cudowna – ucałował mnie w policzek. Omówiłam z nim szczegóły projektu. Jaki typ lubi jego mama, jakie kolory i inne takie. Poprosiłam go także, żeby w najbliższym czasie dał mi miary, a ja pojadę z nim do sklepu, zakupimy materiały i zlecimy projekt do szycia. Zgodził się i podziękował, że pomogę mu to wszystko opanować, a na dodatek zrobię jeszcze projekt. Po obgadaniu wszystkiego zeszliśmy na dół, gdzie Borys i Sasha bili się w salonie.
- Jak dzieci – pokręciłam głową.
- No co? Lubię sobie czasem powspominać, dawne czasy gdy beztrosko się tłukliśmy. – roześmiał się prawnik. Wzięłam ciasto z kuchni i zrobiłam herbatę wszystkim zgromadzonym, po czym usiedliśmy przed telewizorem i zaczęliśmy rozmawiać o wszystkim i o niczym…





[Sasha]

Dochodziła 21.00 a ja ledwo stałam na nogach.
- Sashka, zajedziemy jutro do galerii i pomyślimy co kupić Marii i Tamarze - Borys puścił mi oczko.
- Lalki, jak co roku - odezwałam się. Siostry miały kolejno 5 i 6 lat.
- A może jakąś grę planszową?
- Jutro pomyślimy. Tak w ogóle to kiedy lecimy do Moskwy?
- W przyszłym tygodniu. Nie chcę cię wkurzać, ale Siergiej też ma być - skrzywił się.
- Dobranoc! - rzuciłam i skierowałam się do łazienki. Nie miałam ochoty o nim gadać. Po długiej kąpieli chwyciłam opakowanie z czerwoną farbą do włosów i postępowałam według instrukcji. Po kolejnych kilkudziesięciu minutach moje włosy wyglądały rewelacyjnie. Szybko przebrałam się w piżamę i położyłam się spać.

Rano obudził mnie dźwięk przychodzącego sms'a: "Przeproś ode mnie Lisę. Nie chciałem jej skrzywdzić. Mesut"
- LISAAAA! - krzyknęłam wpadając do pokoju przyjaciółki.
- Czego?! - zakryła twarz poduszką
- Zgadnij kto się odezwał.
- Siergiej? Badstuber? - zgadywała.
- Nie. Do niedawna twoja najbliższa osoba.
- O mój Boże. Mesut?! Czego chciał?!
- Przeprosić.

* * *

- Matko kochana, kto wogóle wymyślił święta?! Masa prezentów nikomu niepotrzebna, sztuczna atmosfera. Nienawidzę świąt! - marudziłam wlekąc się za Borysem.
- Sasha - odwrócił się gwałtownie, że nie zdążyłam zareagować i na niego wpadłam.
- Ej! - krzyknęłam łapiąc równowagę.
- Chodź. - pociągnął mnie za rękę.
- Borys, kto tam szedł?
- Siergiej z tą dziwką. Wystarczy, że będzie u nas na świętach. Nie mam zamiaru oglądać mordy tego dupka. - warknął i objął mnie ramieniem. Wiedziałam, że mimo wszystko mogę w nim mieć oparcie.

[Lisa]

Sasha i Borys całkowicie ulegli przedświątecznej gorączce, a ja latałam wszędzie z Holgerem i załatwiałam, żeby w jak najszybszym terminie uszyli sukienkę dla jego mamy. Rano, Rosjanka przyszła tez i powiadomila mnie, ż Mesut mnie przeprasza. Dobrze, że się na to zebrał, szkoda tylko że nie napisał tego do mnie, albo powiedział osobiście… Rozdzwonił się mój telefon. To Sasha. Odebrałam.
- Co się stało? – spytałam, gdy siedziałam w kawiarni z Holgerem i piłam kawę.
- Siergiej! On jest wszędzie rozumiesz? – krzyknęła.
- Spokojnie Sash.. Ja na nadal nie rozumiem dlaczego on jest w Monachium… - uspokoiłam ją.
- Chyba po to żeby mi robić na przekór! Nienawidzę go ! – krzyczała.
- Dobra słońce, pogadamy w domu. Bo ja siedzę z Holgerem, zaraz jedziemy ustalić jeszcze kilka rzeczy…
- Pozdrów go. Pa – rozłączyła się.
- Co znowu? – spytał Badstuber. Machnęłam tylko ręką i poinformowałam go, że ma pozdrowienia od swojej ulubionej koleżanki, na co tylko się zaśmiał. Zapłaciliśmy za kawę, po czym skierowaliśmy się do budynku. Podałam tam miary i materiał i prosiłam o jak najszybsze wykonanie. Moje projekty były szanowane w całych Niemczech, więc uszycie sukienki dla mnie zajmowało mniej czasu. Podziękowałam wszystkim serdecznie i wyszłam. Niemiec odwiózł mnie do domu, lecz miał coś jeszcze do załatwienia i pojechał. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Borys i Sasha już byli w domu.
- Miśki chodźcie mam coś dla was! – zawołałam ich i weszłam do salonu. Pojutrze jechałam do Gelsenkirchen, a miałam jeszcze kilka rzeczy do załatwienia, więc wolałam dać im prezenty wcześniej. Borysowi kupiłam zegarek z Rolexa, Roleta Sashy perfumy z Dolce& Gabbana. I znowu jakby w moim portfelu zrobiło się lżej! Zarabiałam jednak na tyle dobrze, że mogłam sobie pozwolić na takie wydatki. Wręczyłam rodzeństwu prezenty, mocno ich przytuliłam i cmoknęłam.
- Nie musiałaś… - zapewnili mnie.
- Musiałam, musiałam – uśmiechnęłam się.
- Kiedy wracasz z Gelsen? – spytała Sasha.
- Jeśli nie dostanę kurwicy z Mesutem, to powinnam być tak jakoś 4 dni po wigilii. – odpowiedziałam.
- A ty kiedy? – również spytałam.
- Jedziemy na tydzień, wylatujemy w przyszłym tygodniu. – odpowiedziała.
- Szkoda, że nie spędzamy ich razem. – posmutniałam.
- Ale jest jeszcze tyle tych świąt, że któreś będą nasze – zapewniła mnie. Zjadłam obiad, po czym poszłam na górę zrobić porządek w papierach. Posegregowałam wszystko i spakowałam najważniejsze rzeczy do oddzielnej teczki. Na święta, co prawda nie dostałam żadnych zleceń, bo masę dostałam przed, ale zawsze nie zaszkodzi się ubezpieczyć. Gdy wyjęłam dużą walizkę z szafy do pokoju wszedł Borys.
- Mamy problem…. – zaczął. Zrobiłam niezrozumiałą minę.
- Cześć Lisa… - do pokoju wszedł Mesut, a mi momentalnie szczęka opadła… 

                                                                       ****

magi091 - zacznę od tego, że ze względów technicznych postanowiłyśmy przenieść tego bloga na blogspot. Wygodniej będzie chyba i wam i nam...
Roździał mi się podoba, jak to powiedziała Natalka 'cisza przed burzą'. Nie zanudzam, pozdrawiam i liczę na wasze komentarze :*

 Fresa - wieje nuuuudą :DDDD ale możecie być pewne, że teraz w życiu Sashy się troche pokomplikuje, potem będzie... tzw cisza przed burzą :3 przepraszam za wszystkie błędy itp i liczę na Wasze komentarze! cmok! ♥

Charper 4.

[Lisa]
Wstałam 8.00. Byłam zmęczona sprzątaniem. Miałam wory pod oczami i czułam złość. O 16.00 miałam odebrać Ozila ze szpitala, bo jego stan był świetny i mógł przebywać w domu. Zjadłam śniadanie i postanowiłam jechać do Khediry i Gercke. Gdy dojechałam było około 9.30. Chłopak szykował się na trening, a dziewczyna jadła śniadanie. Po kilku minutach wyszedł Sami, a my za nim tyle że na miasto. Idąc z blondynką po ulicy czułam się jak szara mysz. Nie było faceta, który by się za nią nie obejrzał czy uśmiechnął, a ja? Ona piękna modelka, a ja skromna pani projektant. Pomimo tego, że moje projekty w Niemczech cieszyły się dużą popularnością, do mnie jakoś to nie docierało. Usiadłyśmy w kawiarni i zamówiłyśmy po kawie. Przyjaźniłam się z Leną i ufałam jej. Wiadomo że to nie to samo, co z Sashą, ale dobrze się dogadywałyśmy. Umówiłam się z nią na szczerą rozmowę i taka będzie.
- Lena…- zaczęłam.
- Ah tak! Miałyśmy pogadać! Mów – uśmiechnęla się.
- Chodzi o mnie i Mesuta. Ja nie wiem już co mam robić…. –dokończyłam, a ona zrobiła współczującą minę.
- Będę szczera. – powiedziała stanowczo.
- Po pierwsze. Uważam że przez ślub w tak młodym wieku się wypaliliście. Spójrz jak się ubierasz chociażby! Całe życie przed tobą, jesteś młoda i piękna, a ubierasz się jak baba która odchowała już 8 dzieci. Nie mam nic do twojego stylu, wiesz ze uwielbiam twoje projekty, ale ty zupełnie coś innego projektujesz, a coś innego wkładasz. – odpowiedziała.
- Wiem, wypalam się. Każdy mi to mówi – przerwałam jej.
- Po drugie. Jesteś wierną żoną, która pracuje w Monachium. Zero rozrywki, zabawy, ciąge harujesz a on? Nie chciałam Ci tego mówić, lubię Mesuta, nie chcę się wtrącać w wasze spraw, ale jeśli mi pozowliłaś to jest jeden fakt. On ciągle imprezuje nie zważając na to wasze małżeństwo i robi rzeczy których nie wypada. Czy cię zdradza? Raczej nie, ale to już jest na granicy zdrady. – powiedziała, a mi popłynęly łzy. Chciałam żeby była ze mną szczera i taka była. Dziękuję jej.
- Powinnaś z nim szczerze porozmawiać i się trochę zmienić. Musisz być twardsza i stanowcza w swoich działaniach. Jesteś MŁODĄ, PIĘKNĄ KOBIETĄ. Pewną siebie też trochę musisz być. Nigdy nie byłaś szarą myszką, a taką się stajesz. Źle z tobą naprawdę. – puściła mi oczko. Otarłam łzy i odetchnęłam głęboko. Podziękowałam jej za rozmowę bo dała mi kopa. Poszłyśmy jeszcze potem na zakupy i coś zjeść. Do domu wróciłam o 15.25. Zostawiłam torby i pojechałam po Mesuta. Ucieszył się gdy mnie zobaczył, lecz ja takiego humoru jak on nie miałam. Poszłam jeszcze na rozmowę z lekarzem, a Niemiec w tym czasie się pakował. Gdy wyszłam rozdzwonił się mój telefon. To tak jakby mój szef. Zdenerwował się trochę że ciągle mnie nie ma, co sprawia że projekty się opóźniają. Wytłumaczyłam mu sytuację. Powiedział ze naprawdę mnie rozumie i współczuje, ale on też nie może czekać. Rozumiałam go. Mesut wyszedł z sali i zabrałam go do domu. W ssamochodzie opowiadał mi różne rzeczy, ale do mnie jakby one nie docierały. Wjechaliśmy do garażu po czym weszliśmy do domu. Chłopak poszedł się umyć, a ja szykowałam mu posiłek. Szara mysz i kura domowa się ujawnia. Gdy zjadł usiedliśmy w salonie.
- Mesut… – zaczęłam.
- Tak ? – spytał.
- Musimy poważnie porozmawiać…
[Sasha]
-Saaaaaaasha! – dobiegł mnie krzyk od drzwi wejściowych. To był Holger.
- WŁĄCZ TELEWIZOR! TO BARDZO WAŻNE! – wydarł się… mój brat, Borys.
- O co chodzi? – zaniepokoiłam się. Podeszłam do srebrnego Samsunga i go właczyłam.
- Daj spokój. – wrzasnął Borys, który już siedział i przełączał kanały.
- Tylko go nie zepsuj. – ostrzegłam go tonem opiekuńczej starszej siostry.
- A OTO PIĘKNY GOL Z PRZEWROTKI!
- KLASA SAMA W SOBIE! – przybił mu piątkę Holger, który się dosiadł.
- Przepraszam siostrzyczko – Borys wstał i mnie przytulił – ale to najbardziej emocjonujący mecz w dziejach piłki nożnej.
- Kiedy się skończy?
- RĘKA! TO BYŁA RĘKA, DROGI PANIE SĘDZIO! – Holger z obrzydzeniem wskazał na odbiornik.
- Co on tu robi? – szepnęłam na ucho piłkarzowi, kiedy brat przeżywał mecz.
- PODAJ BARANIE! – widać było, że brat nas nie słucha – PODAJ! RANY BOSKIE, CO ZA IDIOTA!
- PODAWAJ! CO ZA SĘDZIA?! GDZIE TU WIDZISZ FAUL?! ŚLEPY JESTEŚ CZY CO?! – przyłączył się do krzyków Borysa.
- Holger?! – próbowałam przekrzyczeć obu mężczyzn i komentatora sportowego – wyjaśnisz mi to?
- Przepraszam. Miałem spotkanie z zarządem i Borys jako prawnik tam był. Padamy z głodu.
- My? Borys zostaje na podwieczorku? – nie przejmowałam się uczuciami brata. Jego ego od zawsze było kuloodporne.
- Jak go nakarmisz to sobie pójdzie – puścił mi oczko.
- BRAWO! GOOOOOOL DLA BARCELONY! JEDZIEMYYYYYYY!
- Zabiłbym za hamburgera – oznajmił Badstuber z uwagą śledząc drogę piłki.
- HAMBURGERY Z PODWÓJNYM SEREM I… ZAMÓWMY COŚ! – wydarł się mój młodszy braciszek. Zamurowało mnie.
- Zrobiłam sałatkę z krewetkami…
- Jedliśmy to na luch, siostrzyczko. – Borys wyrzucił ręce w powietrze – Sanchez, strzelasz gola albo spadaj.
- Kto jak co na luch?
- TAAAAK! CO ZA GOL! ŚLICZNOŚCI!
- My w klubie. Wróciliśmy moim samochodem.
- Strzelaj mięczaku! – wydarł się Borys.
- A NIECH MNIE! BĘDZIE DOGRYWKA! – dodał Holger i rozmowa się skończyła.
Zajrzałam do książki szukając numerów pizzeri oferujących frytki i hamburgery.
Później, gdy Barcelona pokonała Real po dogrywce i karnych, a Borys poszedł sobie do hotelu, zostałam sama z Holgerem. Nie na krótko. Badstuber wyciągnął mnie do Bastiana i Sarah. Kiedy doszliśmy, Sarah zacięgnęła mnie do kuchni i wypytała o Lisę. Opowiedziałam jej wszystko w skrócie i wróciłyśmy do salonu. Temat zszedł na małżeństwo Ozil…
* * *
2 godziny później.
Miałam nie zostać tu długo, ale nie chciało mi się słuchać kolejnej dawki plotek: kto z kim, gdzie i ile. Przy drzwiach dorwał mnie Bastian i wyszliśmy przed dom.
- Co się dzieje? – zapytał siadając na ławce.
- Martwię się o Lisę… Ona żyje… w toksycznym związku. Mesut ją wykończy.
- To mądra dziewczyna, wie co robi. – piłkarz objął mnie ramieniem. Mimo początku grudnia było ciepło i wcale nie tak dużo śniegu…
- Chodźmy do domu.
- Jak ty to robisz… – mruknęłam do siebie i podążyłam za pomocnikiem. Dostałam smsa od Lisy, że niedługo wróci. Około północy ktoś do mnie zadzwonił.
- Sasha? – usłyszałam kobiecy głos.
- Przy telefonie.
- Trzymaj się z daleka od Mario, suko. – połączenie się zakończyło.
Przestraszyłam się.
- Bastian odwieziesz mnie do domu?
- Wybacz, słońce ale piłem. Mario jest w miarę trzeźwy. – skrzywiłam się.
- Nie, dzięki. Wrócę sama. Trzymaj się. – pożegnałam się pocałunkiem w policzek.
- Idź z nią. Martwię się jej zachowaniem. – usłyszałam rozmowę piłkarzy Bayernu. Bądź co bądź, lepiej wracać z kimś niż samemu…
- Sasha! – odwróciłam się. – Wychodzisz? To super. Pójdę z tobą, Silvia dzwoniła.
- Ok…
- Może zatrzymamy się u mnie? – zapytał się po dziesięciu minutach drogi.
- Przepraszam, ale nie mogę. Brat na mnie czeka.
- Masz brata? – zdziwił się.
- Tak. Młodszego. Przepraszam, ale się spieszę. Do… zobaczenia – pożegnałam się z nim i szybkim krokiem weszłam w uliczkę domów.
[Lisa]
- O czym? – zapytał.
- O nas- odpowiedziałam
- Każdy z kim rozmawiam twierdzi że się przy tobie wypalam. Kocham cię i jestem na twoje zawołanie, a ty? Imprezujesz w Madrycie, gdy ja pracuję w Monachium. – łzy popłynęly mi po policzkach automatycznie.
-Tyle razy ci mówiłem żebyś się tu przeprowadziła! – krzyknął.
- Nie krzycz na mnie ! – oburzyłam się.
- Będę! Bo pierdolisz głupoty! – pokręcił głową.
- Przestań… – przestraszyłam się.
- Jak chcesz to się rozwiedźmy! – dodał ze złością. Zabolało.
- Myślałam że chcesz ratować nasz związek jak ja, a nie brać rozwód ! teraz to i ja się zdenerwowałam. Miarka się przebrała. Tak się bawić nie będziemy. On się tu zabawia, ja tam zarabiam i to jeszcze moja wina? NIE. Mogłabym wcale nie zarabiać i siedzieć na jego utrzymaniu, ale tego nie robię, a on tego nie docenia. Poszłam an górę. Spakowałam wszystkei rzeczy i zeszłam na dół.
- Lisa co ty robisz? Przestań. – nie chciał mnie puścić.
- ZOSTAW MNIE JEBANY DUPKU! – krzyknęłam i wyrwałam się z uścisku piłkarza. Od kąt robi karierę w Realu sodówa mu uderzyła. Mój cel? Monachium….
****
Po wyczerpującej podróży otworzyłam drzwi mojego i Sash domu. Było cicho i ciemno. Wcale się nie dziwiłam bo była godzina 2.16. Poszłam do swojego pokoju i zostawiłam rzeczy. Gdy chciałam wejść do łazienki odbiłam się od umięśnionego torsu i prawie przewróciłam.
- BORYS?!- ździwiłam się.
- Lisa! Dobrze cię widzieć – przytulił mnie mocno..
- Co ty tu robisz? – spytałem.
- Sprawy służbowe. Zresztą słyszałem że ten chuj Siergiej skrzywdził moją Sashkę. Nigdy kolesia nie lubiłem. Chciałem ją pocieszyć ale widzę, że ma tu pocieszycieli – zaśmiał się.
- Gomez ? – skrzywiłam się
- Nie! Holger – odparł, a ja zrobiłam facepalm przez śmiech/
-To ma więcej niż jednego – zapewniłam go. Poszłam się umyć i zeszłam na dół żeby się czegoś napić. Siedział tam Borys i śmiechał się.
- Rozmowy nocą! – ucieszył się.
- No okej. Spać mi się nie chce – odparłam. Zawsze gdy Borys przyjeżdżał lubiliśmy rozmawiać. Często zdarzało się to właśnie w nocy. Chłopak jest dobrym słuchaczem. Nawet bardzo dobrym.
- A co u Mesuta? – wiedziałam że w końcu zada pytanie o mojego męża.
- Słyszałem że w szpitalu był. Właściwie dlaczego tak nagle przyjechałaś? Miało cię nie być dłużej. Miałem nocować w hotelu ale przyszedłem. – dodał.
- Pewnie słyszałeś że nam się nie układa, bo będąc z Sashą czy kimkolwiek z mojego otoczenia się nie da tego nie słyszeć. – zaczęłam. Kiwnął że tak.
- W złości zaproponował rozwód. Ale jednak zaproponował. Co z tego że w złości. – odpowiedziałam. Podszedł i mnie przytulił.
- Będzie dobrze – mocno ścisnął moje drobne ciało.
- Nie będzie Borys. I jeśli on nie chce żeby było dobrze, to chyba i ja tego neie chcę. – wybuchłam.
- A czy powiedziałem że z Mesutem?- szepnął. Podniosłam głowę do góry ździwiona jego wypowiedzią.
- A z kim? – spytałam.
- Eeeh.. – podrapał się po głowie. Lepiej zmieńmy temat…
[Sasha]
Czy coś czuję do Gomeza? Oby nic… Na swoje szczęście obudziłam się w SWOIM łóżku. Po omacku wymacałam telefon i go włączyłam. Zegarek wskazywał 3:30. Obok niego leżała kartka. Usiadłam na brzegu łóżka i włączyłam lampkę nocną.
” Zasnęłaś u mnie, ale nie chciałem denerować Lisy, więc Cię odwiozłem… Mario.”
- Boże. – jęknęłam. Usłyszałam jakieś głosy na dole. Nałożyłam szlafrok i po cichu zeszłam po schodach. Usłyszałam głos brata.
- Borys? – zapytałam, wchodząc do salonu.
- Sashka! Nie obudziliśmy cię? – wstał do kuchni nalewając wody.
- Nie, miałam zły sen. Lisa, co tu robisz? – pytałam jeszcze niezbyt świadoma.
- Właśnie rozmawialiśmy o tym z Borysem. Miłe przywitanie, dzięki. – odpowiedziała z lekkim sarkazmem.
- Pokłóciła się z mężem, wsiadła w samolot, wpadła na mnie i zaczęliśmy rozmawiać. – strześcił to wszystko Borys.
- To ja może nie będę przeszkadzać? – poruszyłam brawiami.
- Ogarnij się. Widzę, że Badstuber działa na ciebie jak narkotyk. – szturchnęła mnie Lisa.
- Odwal się od niego – udałam złą, ale zaraz dodałam:
- Opowiadaj co w Madrycie.
No i zaczęła opowiadać. Na początku niechętnie, ale zaczęła dodawać coraz więcej szczegółów.
- Mam ochotę przywalić mu w ten pusty łeb. – powiedzieliśmy razem z Borysem.
- Wielkie umysły myślą tak samo. – uśmiechnęła się przyjaciółka.
- A jak tam z Holgerem?
- Nijak. Nie wyobrażajcie sobie niewiadomo czego – mruknęłam. Widziałam jak Borys z Lisą wymieniają spojrzenia.
- Weźcie się.
Potem zaczął przemawiać brat. Duma rodziny. Z nim jedynym z 5 rodzeństwa mam taki wyśmienity kontakt.
* * *
- Śpiąca jestem. – ziewnęła Lisa.
- My też. – powiedzieliśmy i każdy ruszył do swojej sypialnii.
* * *
- Wstawać lenie! – zignorowałam wołania brata.
- LISA! SASHA! DOCHODZI 13! – Borys nie dawał za wygraną. Niechętnie podniosłam się z łóżka. Doczłapałam się do drzwi i zauważyłam Lisę wychodzącą z pokoju na przeciwko.
- Świetnie wyglądasz. – zaśmiałam się.
- O tobie mogę powiedzieć to samo.
- Ej, idziemy dzisiaj na trening? Pogadałabym z ludźmi. – wpadła na pomysł Lisa. Miała o wiele lepszy humor niż wczoraj.
- Ja mam sprawę w sądzie. – odpowiedział Borys, gotowy do wyjścia.
- Widzimy się później. Ciao.
- Godzina na naszykowanie się. Start. – krzyknęłam i obie pobiegłyśmy do łazienek.
Wyszłam z niej ubrana w ciepły, beżowy sweter, czarne rurki i z lekkim makijażem. Włosy pokręciłam lokówką. Lisa miała na sobie boyfriendy i dopasowaną bluzkę 3/4. Podkreśliła oczy a włosy uczesała w koka.
- Jedziemy?
- Ba.
Szybko dojechałyśmy pod obiekt treningowy. W tym tygodniu większość ćwiczeń odbywa się na siłowni. Doszłyśmy pod jedną z sal i po cichu weszłyśmy.
- A co panienki tutaj robią? – dopadł nas Alaba.
- Nudziło nam się to wpadłyśmy.
Oddaliłam się od rozmawiających Lisy i Davida. Trener zarządził 15-minutową przerwę. Holger podszedł do mnie.
- Hej. – uśmiechnęłam się.
- Cześć. – odpowiedział i przyciągnął mnie do siebie.
‘Miałaś się nie dać!’ skarciłam się w myślach oddając pocałunki. Nie mogłam oderwać się od chłopaka.
- Uuu, ty do niego nic nie czujesz. – usłyszałam triumfalny głos Lisy. Kątem oka zobaczyłam jak z sali wybiega Mario a za nim Bastian…
[Lisa]
- Mario! Uważaj ! – krzyknęłam na chłopaka gdy wpadł na mnie podczas mojej rozmowy z młodym Alabą. Zaraz za nim biegł Bastian i również mnie popchnął.
- No kurwa! Takie ładne powitanie mi wszyscy dziś robią… – pokręciłam głową. Mój rozmówca się zaśmiał i powiedział, że on akurat mnie pięknie przywitał. Przytaknęłam mu i zaraz do nas dołączył się Neuer.
- Lisa! Byłaś podobno w Madrycie u Mesuta. Co tam u niego słychać ? – spytał z bananem na twarzy. Na myśl o mężu zrobiło mi się przykro. Bardzo przykro. Od razu na moją twarz wszedł grymas.
- Nie chce mi się o tym gadać. – powiedziałam do bramkarza.
- Stało się coś ? – zaniepokoił się.
- Tak. Stało się i to dużo nie dobrych rzeczy. – odparłam. Już chciał się dopytać gdy nagle podszedł do nas Muller. Dzięki ci Boże!
- Thomas! Witaj. – uścisnęłam się z chłopakiem. On ucałował mnie w policzek i także się przywitał.
- Ktoś tu się nie wyspał. Wory pod oczami – dał mi kuksańca w bok młody pomocnik.
- Thomas, daruj. – wywróciłam oczami i odeszłam dalej. Nikt nie wiedział co się dzieje, więc nie chciałam ich za nic obwiniać. Każdy przyzwyczaił się tu że jestem żoną Mesuta i tak jestem trakotowana. Żona Mesuta – koleżanka. Zawsze mnie o niego pytają, bo wiedzą że mam z nim kontakt. A może lepiej żebym go już nie miała? Skoro on tak bardzo nie chce go ze mną mieć. Stałam za szybą do siłowni i patrzyłam jak Contento i Boateng się wygłupiają. Dobrowolnie się uśmiechnęłam. Po chwili poczułam że stoi koło mnie Lahm i mi się przygląda.
- Co się tak w nich wpatrujesz? Ja tam nic nie widzę. Dwóch kretynów robi z siebie kretynów – roześmiał się. Uśmiechnęłam się, ale to nie był szczery uśmiech.
- Coś się stało. – orzekł. Przytaknęłam mu.
- Mesut? Co ci znowu zrobił? – spytał zły.
- Wszyscy traktujecie go jak diabła. To wasz kolega z reprezentacji – wychrypiałam. Odchrząknęłam po chwili.
- To nasz kolega, ale to nie powód żeby go bronić gdy ciebie rani. To są jego błędy, Lisa. Cierpisz przez niego. – odparł. Łzy poleciały mi po policzku. Chłopaki latali po całym centrum treningowym, a ja stałam w kącie koło szyby z Lahmem.
- A może to moja wina? – spytałam.
- Daj spokój. Ogłupiałaś? Starasz się jak możesz. – powiedział.
- Wszyscy mnie tu bronicie i tak martwicie się o mój związek. Dziękuję. – przytuliłam się do niego. Pomilczeliśmy chwilę, gdy po chwili przeszedł obok nas Heynckes. Zatrzymał się i spojrzał na nas.
- Trenerze ogarnij ich! Latają jak rozwydrzone bachory po całym centrum! – poskarżył się Phillip i puścił mnie z uścisku.
- Ja idę. Nie będę wam przeszkadzać. Trener powinien ich ogarnąć, to fakt – uśmiechnęłam się. Pożegnałam się z Juppem i Phillipem po czym machałam każdemu przebigającemu obok mnie piłkarzowi. Powiedziałam do Sahsy którą mijałam ‘’Czekam przed centrum na ławce’’ i opuściłam budynek.

***

Fresa: Drogie panie… Ja się rozpisywać nie będę – wracamy po długiej przerwie i mamy nadzieję, że ktoś będzie to czytał. Pozdrawiam i zapewniam, że 5. rozdział pojawi się szybko!

Magi091 – nie skomentuję tego dobra? Bo miałyśmy napisany rozdział (zapisany na moim starym komputerze) a od września nic nie dodawałyśmy. Dwie kretynki się dobrały <3. Mam nadzieję jednak, że ktoś będzie czytał tego bloga. Maitasun-froga usunęłyśmy. Z tym blogiem nie chcemy tego zrobić. Także liczę na komentarze i że ktoś jeszcze pamięta o tym blogu! ;)

Charper 3.

[Lisa]

Wstałam o godzinie 9.00. Byłam strasznie nie wyspana, ale nie mogłam spać.Dziwne. Przebrałam się od razu, zrobiłam sobie kawę i usiadlam do projektów.Zaczęłam rysować szkic, a potem poprawiać go kolorami. Gdy skończyłam jeden znich była godzina 12.26. Odłożyłam projekt do teczki skończonych i wyszłam zpokoju. Na dole siedziała, a raczej spała Sasha. Siedziała przy blacie, a głowęmiała położoną i chrapała na cały dom.
- Sasha ! – krzyknęłam. Ocknęła się i podniosła głowę do góry.
- Nie drzyj się kretynko. – burknęła zła. Zaśmiałam się tylko. Sasha na kacu,to Sasha obrażająca wszystkich po kolei.
- Za dużo się wczoraj wypiło, coo ? – nadal się śmiałam.
- Nie susz zębów.- nie przestawała mi ubliżać.
- Tak, tak też cię kocham. – burknęłam i umyłam kubek po kawie. Ona ją sobiezaparzyła i teraz cieszyła zapachem i smakiem napoju.
- Idziemy dzisiaj na imprezkę ? – zaproponowałam.
- Lisa nie wkurwiaj mnie. Dobrze ci radzę. – pogroziła mi palcem, a ja nieprzestawałam się śmiać.
- Gdyby nie to, że krzyknęłam na Holgera, to by cię wczoraj przeleciał. Aleostatecznie, przygarnął cię do siebie Gomez, a ja jak wariatka cię szukałam pocałym Monachium bo myślałam że i on cię przeleci. – opowiedzialam jej wrażeniaz wczoraj.
- CO TY KURWA DO MNIE MÓWISZ ?! – krzyknęła.
- I kto tu się drze – zachichotałam pod nosem.
- Weś ty się już lepiej do mnie nie odzywaj co ? – żachnęła się.
- Jasne księżniczko. – puściłam jej oczko. Po chwili rozdzwonił się nasztelefon domowy. Podeszłam i odebrałam go.
- Hej Lisa. – usłyszałam głos Badstubera.
- Cześć Holgi. – wywróciłam oczami.
- Spytaj się Sashy czy ma telefon.  – odparł. Ździwiłam się, alekrzyknęłam do Rosjanki, czy ma telefon.
- KURWA. ZGUBIŁAM ! – krzyknęła, tak że Holger w słuchawce to słyszał.
- Mam jej telefon. Znalazłem go na imprezie. Słuchaj, niech przyjdzie do tejkawiarni przy ulubionym parku graczy Bayernu. Ty już wiesz który – zaśmiałsię.
- Jasne, przekażę. – zapewniłam go.
- Tylko mi jej nie podrywaj ! – dodałam.
- Jasne Liss. To pa i dzięki. – pożegnał się i rozłączył.
- Holgi ma twój telefon, musisz się z nim spotkać i go odebrać. – krzyknęlam dodziewczyny.
- Dobra, dobra. – machnęła ręką. Pokręciłam głową i powiedziałam jej więcej ojej spotkaniu z młodym Niemcem. Gdy zabrałam się do robienia drugiego projektumoja komórka się rozdzwoniła. Nie dadzą mi chyba dziś spokoju z tymitelefonami. Na wyświetlaczu widniało zdjęcie Khediry i napis ‘Sami dzwoni’Przestraszyłam się i natychmiast odebrałam.
- S-słucham ? – odebrałam.
- Lisa, musisz natychmiast przyjechać do Madrytu. Mesut jest w szpitalu. –odparł, a ja wypuściłam słuchawkę z ręki i złapałam się za twarz. Słyszałamtylko krzyczenie Niemca przez telefon ‘Lisa?! Jesteś? Halo ?!’ I sygnałzakończenia połączenia.

[Sasha]
Lisa to wszędzie mnie „umówi”. No, ale dobra. Musiałam odzyskaćtelefon. Wyprostowałam włosy, pomalowałam usta i podkreśliwałam oczy i brwi. Dotego nałożyłam na siebie przygotowany wcześniej zestaw awaryjny. Czarne,obcisłe rurki, luźną czerwoną koszulkę, czarne branzoletki i kolczyki”serduszka”. I rzecz jasna – czerwono-srebre szpilki. Tak, tak mogłamsię mu pokazać.
Lisa dała mi adres. Zjawiłam się tam po 14.  Holger już czekał. Uśmiechąłsię na mój widok i wstał z miejsca.
- Ślicznie wyglądasz. Jak zwykle zreszyą. – pocałował mnie w policzek. Usiadłamna przeciwko niego.
- Wiesz po co przyszłam. – uśmiechnęłam się promiennie.
- Ach, tak. – odpowiedział i podał zgubę.
- Dziękuję Ci bardzo. – ucieszyłam się.
- Mam nadzieję, że nie czytałeś SMS-ów? – spojarzałam na niego.
- Skądże. Tylko twój były mąż dzwonił, odebrałem, powiedziałem, że zgubiłaśtelefon i takie tam… – dodał po chwli.
- Co chciał? Mówił ci?
- Niestety nie. Ale był zdenerwowany. Na koniec nazwał Cię zdzirą.
- Zakłamany fiut. – powiedziałam mocno wkurzona. Nagle za oknem ujrzałam…Siergieja!
- Udawajmy parę. – powiedziałam szybko do Niemca. Spojarzał w okno i zrozumiałw mig.
Na nasze nieszczęście wszedł tam z tą swoją laską.
Kiedy wyszliśmy skierowaliśmy się do parku. Bardzo miło nam się rozmawiało.Nagle z jednego zakrętu wyszedł na przeciw znów Siergiej.
- On to nas chyba śledzi. – szepnęłam do Badstubera. I oni i my szliśmy wolno.Niemiec złapał mnie za rękę puszczając mi oczko. Kiedy się mijaliśmy nowadziewczyna, jeszcze męża, powiedziała do mnie truimfalnym głosem:
- Dziwka.
Tylko się zaśmiałam i odpowiedziałam:
- Nie musisz mi się przedstawiać, nie potrzebna mi znajomość z Tobą.
Pogadaliśmy jeszcze około półtorej godziny, ale mój dzisiejszy towarzyszspieszył się na krótki wieczorny trening. Ach ta kariera piłkarza. Ja ze swojejwokalnej chyba też zrezygnuje. Albo zrobię sobie przerwę.
- Może wpadniesz ze mną na trening? – zapytał się pod Areną, ponieważ miałam podrodze.
- Z chęcią. – uśmiechnęłam się. – Holger… – zatrzymałam go.
- No co?
- Nie licz na dużo. Jesteś bardzo miły, ale nic by z tego nie było. Jeszcze niejestem gotowa. – powiedziałam lekko ściszonym głosem.
- Ok. Rozumiem. – lekko się uśmiechnął i weszliśmy na teren stadionu. Ja odrazu udałam się na murawę. Rozgrzewało się tam kilka zawodników. Gomez na mójwidok promiennie się uśmiechnął.
- Faceci… – mruknęłam pod nosem i podeszłam do Heynckesa.

[Lisa]

Spakowałam pośpiesznie najpotrzebniejsze rzeczy. Wzięlam do ręki kartkę inapisałam ‘ Mesut jest w szpitalu, jestem w Madrycie’. Położyłam ją na stolikui wybiegłam z domu. Taksówka jak najszybciej zawiozła mnie na lotnisko po czymna ostatnią chwilę odkupiłam bilet od jakiegoś kolesia. Podróż strasznie mi siędłużyła. Denerwowałam się, gniotłam kartkę, ściskałam rękę na kolanie,zagryzałam wargi i inne takie nerwowe ruchy. Gdy wylądowaliśmy wybiegłampierwsza z samolotu i przeszłam przez te wszystkie potrzebne rzeczy. Zobaczyłamże czeka na mnie Benzema. Nic nie powiedział tylko zabrał mnie jak najszybciejdo szpitala. Na korytarzu siedział także Sami i Lena. Wyściskałam dziewczynę ichłopaka, po czym Niemiec wszedł ze mną do sali. Mesut leżał nieprzytomny.
- Jak to się stało ? – w końcu się odezwałam.
- Zderzył się ze mną na treningu. Przepraszam to moja wina. – spuścił glowę.
- Daj spokój Sami. Każdemu się mogło zdarzyć – poklepałam go po plecach.
- Co mu jest dokładnie ? – zdenerwowana chodziłam po całej sali.
- Wstrząs mózgu. – opowiedział.
- Dlaczego on się do cholery nie obudzi ? – krzyknęłam i złapałam się zatwarz.
- Wiem że się denerwujesz, ale przestań zadawać mi trudne pytania –poprosił.
- Sami kurwa, jest w tym zasranym Madrycie jakiś lekarz który mi to wyjaśni?! –byłam zdenerwowana.
- Tak zaprowadzę cię. – odpowiedział. Gdy wyszłam zła z sali, Karim i Lena sięna mnie dziwnie popatrzyli po czym Khedira zaprowadził mnie do lekarza. Tenwszystko mi wyjaśnił dokładnie tak jak tego oczekiwałam. Bardzo liczyłam nadobre wieści i je otrzymałam. Przyznam że początkowo gdy otrzymałam telefon odSamiego spodziewałam się najgorszego. Nie powiedział mi co się stało, ni nic,tylko kazął przyjechać. Teraz byłam już spokojniejsza. Weszłam na salę izłapałam go za rękę. Patrzyłam się jak miał zamknięte oczy i patrzyłam. Nieotwierał ich. Denerwowało mnie to, ale lekarz powiedział że niedługo powiniensię obudzić. Ścisnęłam go za rękę mocniej i nadal ją trzymałam. Zobaczyłam, żepowoli zaczyna otwierać oczy. Chciał je otworzyć, ale one od razu mu sięzamykały.
- Mesut jestem przy tobie, już dobrze. Nic się nie stało. – powiedziałam cicho.
- Lisa. Nie chcałem cię martwić. Przepraszam. – odrzekł bardzo wolno.
- Mówię że nic się nie stało głuptasie. Choć prawie zawału dostałam –uśmiechnęłam się. Rozdzwonił się mój telefon. Zobaczyłam na wyświetlaczu, żedzwoni moja najlepsza przyjaciółka.
- CO SIĘ STAŁO TEJ NIEDORAJDZIE ?! – krzyknęła przestraszona.
- Wstrząs mózgu. Zderzył się z Khedirą na treningu. – uśmiechnęłam się.
- KRETYNI! JA TU PRAWIE ZAWAŁU KURWA MAĆ DOSTAŁAM! – była oburzona.
- Już dobrze Sash, spokojnie. – zaśmiałam się.
- Jak na randce z Holgerem ? – dodałam. Mesut ździwił się, posłałam muoczko.
- TO NIE BYŁA RANDKA ! – nie przestawała się na mnie wydzierać.
- Kochanie. Strasznie się dziś na mnie drzesz – jęknęłam.
- Bo mnie dziś strasznie wkurwiasz. Poważnie. – uspokoiła się.
- Na kacu jesteś strasznie marudna. – teraz to ja się poddenerwowałam.Porozmawiałam z przyjaciółką jeszcze chwilę,po czym się rozłączyłam.
- JAK TO SASHA JEST NA RANDCE Z HOLGEREM ? – podniósł głos Mesut.
- Siergiej ją zdradził i zachciał rozwodu. Dłuższa sprawa… – szepnęłam.
- Matko. Tak bardzo mi jej szkoda… – posmutniał. Pokiwałam głową, że mi też iżeby mi o tym nie przypominał po czym pocałowałam go czule. Ozila zbadałlekarz, po czym Lena, Karim i Sami także weszli do sali i postanowiliśmypomęczyć trochę Mesuta swoją obecnością.

[Sasha]
- Co za kretyn z tego Mesuta. – jęknęłam siadając na kanapie. Zaraz miał tuprzyjść Mario. Nie, nie na randkę. Pomoc przy wieszaniu kilku obrazów.
- Witaj, piękna. – przywitał mnie z uśmiechem. Zaprosiłam go gestem ręki dośrodka.
- A więc gdzie masz te obrazy? – zaciekawił się.
- Może się najpiwer czegoś napisjesz? – zaproponowałam mu.
- Jeżeli masz, to poproszę wodę.
- Proszę. – postawiłam przed nim szklankę napełnioną do połowy i butelkę zwodą. Sama wolałam sok.
- Czuję, że te obrazy to tylko wymówka? – zaśmiał się Mario.
- A żebyś wiedział. – ja również szeroko się uśmiechnęłam.
- Słucham, co Cię trapi.
- Wszyscy. – odpowiedziałam u upiłam łyk soku.
- Dokładniej poproszę.
- Mesut w szpitalu, Lisa przy mężu… Ona się wypala w tym małżeństwie moimzdaniem. Nie okazuje tego, ale ja to wiem… Kiedyś była szczęśliwa. Odległośćrobi swoje. – uśmiechnęłam się smutno.
- A Ty jak z Siergiejem? Wyjeżdżacie gdzieś? – wypalił Gomez. Rozpłakałam sięna samą myśl o tym, że mnie zdradzał z jakąś blondyną, która jest dla niegoważniejsza.
- O jezu, Sasha, przepraszam, że Cię uraziłem. – usiadł bliżej mnie i mnieprzytulił. Trwaliśmy tak dość długo. Czułam, że znajomość z nim musi mieć ciągdalszy. Nie ważne jaki. Po prostu dalszy. Przy nim czułam się bezpieczna jaknigdy. Nawet przy Siergieju nie byłam tak szczęśliwa, jak w objęciach Mario.
- Przepraszam. Nie powinienem. – odsunął się ode mnie.
- Nic się nie stało. Po prostu zapomnijmy o tym. – uśmiechnęłam się.
- Mówiłaś coś o Lisie i Mesucie? – zmienił temat za co mu w myślachdziękowałam.
- Zostawiła kartkę i poleciała do Madrytu. Mesut miał wstrząs mózgu pozderzeniu z pacanem Khedirą i czekam na telefon od niej z dokładniejszą relacją.
- No to się porobiło. Oby mu tylko nic się nie stało.
- Niby wszystko w porządku, ale wiesz jak to jest. – uśmiechnęłam się słabo.
W tym momencie rozdzwonił się telefon Gomeza.
- Halo? – spytał do słuchawki.
- Cześć Mario! Co słychać? – usłyszałam znajomy głos Bastiego.
- Nic, u Sashy w domu jestem. – odpowiedział i puścił mi oczko.
- CO?! Co Ty u niej robisz?! – krzyknął, a ja cicho zachichotałam.
- Cicho siedź. – odłożył telefon od ucha – Mogliby wpaść? Czy idziemy do klubu?
- Co wy macie z tymi klubami?! – wkurzyłam się. Mario nie zrozumiał.
- Mogą wpaść. Przyda się towarzystwo. – promiennie się uśmiechnęłam, a panGomez wstał i dokończył rozmowę z przyjacielem. Miał wpaść tylko Schweinsteigeri Thomas. Taa jasne. Po piętnastu minutach zjawiła się cała elita Bayernu zLahmem na czele.
- Tylko Bastian i Thomas? – spojrzałam na Mario.
- Ja nic nie wiedziałem. – zaśmiał się.
- Daruj sobie. – uderzyłam go w klatkę piersiową trochę mocniej niż planowałam.
- Czujcie się jak u… – chciałam „przywitać” kolegów, ale Thomasmnie powstrzymał:
- Nie radzę kończyć, jeżeli chcesz, żeby ten dom został tu gdzie jest. -uśmiechnął się.
No tak, niczym w Madrycie. Nie można sobie wyobrazić wieczoru bez spotkaniatowarzyskiego. Nie powiem, podobało mi się. Można było poznać wszystkich zlepszej strony. Dochodziła 22:30, kiedy zaczął się lać alkohol. Miałam nie pić,ale im się nie odmawia. Z drugiej strony ja jedna, a ich cała masa. Chcąc niechcąc chwyciłam za kieliszek i oddałam się zabawie.

[Lisa]
Mesut zapewnił mnie że czuje się dobrze, także wróciłam do jego domu aby sięprzespać, a on został w szpitalu. Wszędzie panował bałagan, porozwalane ciuchy,nieumyte talerze. Złapałam się za głowę gdy to zobaczyłam. POstanowiłam jednakzadzwonić do Sashy, czy nie rozwaliła nam chałupy. Wykręciłam numer. Odebrała,a ja usłyszałam w tle śmiechy.
- Cieeeść! – krzyknęła. Pijana.
- Sashka znowu piłaś – roześmiałam się.
- Daj spokój biba jest ! – śmiała się.
- JAKA BIBA ?!- ożywiłam się.
- Mario chłopaków zaprosił i siedzimy tak sobie. – widać była w świetnymhumorze.
- Nie roznieście mieszkania z prochem okej ? Już jedno muszę sprzątać -chciałam się upewnić.
- Jasne. Ej jakie sprzątać, co sprzątać ? – dopytywała.
- Mesutowi muszę. Mieszkanie zapuszczone. – pokręciłąm głową.
- Lisa wypalasz się przy nim. Tylko sprzątasz i latasz na każdą jegozachciankę, a co on robi to nie wiesz. – odparła poważnie.
- Kocham go i mu ufam – poleciała po moim policzku łza.
- Ale czy on ciebie kocha ? – zapytała.
- Sash przestań proszę. – rozpłakałam się na dobre.
- Powinnaś się nad tym poważnie zastanowić. – trzymała swego.
- Muszę kończyć cześć. – rozłączyłam się szybko i rozpłakałam na dobre.Przyjaciółka miała dużo racji. Wypalałam się tylko i latałam na każdezachcianki Niemca, a nie miałam pewności czy on mnie zdradza. Opanowałam się pochwili i z czerwonymi oczami biegałam po domu i sprzątałam śmieci. Gdyogarnęłam kuchnię i salon płacząc przy tym ktoś zadzwonił do drzwi. Otworzyłamje.
- Dzień dobry Liso, chciałem się dowiedzieć co z Mesutem – zaszczycił mnieswoją obecnością Mourinho.
- Proszę. Pan wejdzie. – zaprosiłam go do środka. Dobrze, że sprzątnęłam, botak to by zastał śmieci i tylko śmieci. Gdy usiadł w salonie, podałam muszklankę z wodą i usiadłam przed nim.
- Jego stan jest już normalny. Musi zostać dwa dni na obserwacji, a potem musipoleżeć minimum 4 dni w łóżku. POtem kolejne badania i będzie wiadomo kiedywróci go gry – wytłumaczyłam mu.
- Jest ważnym graczem, potrzebuję go. – odparł.
- Tak, tak on o tym wie i aż rwie się do gry – uśmiechnęłam się przez łzy.Nastał czas milczenia. Uciążliwego milczenia. W końcu mój rozmówca postanowił ocoś zapytać. Kilka razy otwierał buzię, aż w końcu się odezwał.
- Dlaczego płaczesz ? Coś się stało ? – spytał.
- Nie. A właściwie to tak – ponownie płakałam.
- Mesut zapuszcza dom, ja przyjeżdżam na każde zawołanie, sprzątam mu i innetakie jak tylko tu jestem, ale nie mam pewności czy on mnie kocha. -postanowiłam się zwierzyć trenerowi mojego męża.
- Z doświadczenia poradzę ci szczerą rozmowę z nim. Powinno pomóc, ale musiszsię odważyć i postawić twarde warunki. – odparł twardo. Taki właśnie byłoMourinho. Nawet jeśli był zatroskany to mówił to z twardości w głosie. Pokrótkiej rozmowie pozęgnał się i wyszedł, a ja zostałam i kontnuowalamsprzątanie domu.



~*~*~*~

Fresa – A więc drogie robaczki jakoooś nam poszło to pisanie :Dpowiedzmy, że za tydzień/dwa pojawi się kolejny rozdział, ale wtedy z 2 na zapas musimy mieć. Wiadomo – szkoła. No nic, ja nie będę przynudzać tylko spadam uczyć się na kartkówki z niemca (ach te Landy) i reszty przedmiotów ;) 


magi091 – Natalka się jeszcze nie nauczyła że się nie zaczyna zdania od a więc ! ;p Dodajemy teraz, bo nie wiemy czy potem będziemy dodawać. Tym razem to ja nawalam, ale tydzień temu zmarł mi dziadek i mam na głównie przeróżne sprawy, a jeszcze szkoła, moje treningi, występy i inne takie. Jednak staram się pisać. Mam nadzieję, zę wam się roździał podoba. Mam na ten blog jeszcze dużo pomysłów i mam nadzieję, że dopiszemy go do końća. Martwi też ze nie dodajecie nic na maitasun? Co jest, nie podoba się wam ? Pozdrawiam.