poniedziałek, 25 lutego 2013

Charper 5.



[Sasha]
Lisa wyszła a ja zaraz za nią. Wyrwałam się z uścisku Holgera i wybiegłam. Tak po prostu bez słowa.
- Jestem - krzyknęłam, kiedy wyszłam z ośrodka.
- Szybko.
- Oj tam... Idziemy do domu czy na miasto? - zaproponowałam wsiadając do samochodu.
- Jedźmy do domu, mam zły humor.
- Tak jest, szefie. - zaśmiałam się pod nosem i odpaliłam samochód. Borys powinien być w sądzie do około 16, to może on zajmie się Lisą.
- Popatrz, obie wyszłyśmy młodo za mąż, obie się teraz rozwodzimy. Życie jest do bani, a miało być tak pięknie - odparła Lisa, kiedy zatrzymałam się na światłach.
- Widocznie tak miało być - uśmiechnęłam się, by wiedziała, że ma we mnie oparcie.
- Ale Ty z Mesutem dacie sobie radę. To tylko taki kryzys. Dla was jest nadzieja. Spróbuj Lisa - spojrzałam na nią.
- Nie ma, Sash. Nic z tej miłości nie zostało.
Dojechaliśmy pod dom i obie wyszłyśmy z samochodu. Odwróciłam się i zobaczyłam, że auto Siergieja wjeżdża na podjazd.
" No nie. " przeklnęłam w duchu, kiedy wyszedł z niego, mój - jeszcze - mąż.
- Czego chcesz? - warknęłam, a Lisa weszła do domu.
- Sasha - odparł spokojnie - przyjechałem, żeby porozmawiać.
- Teraz chcesz rozmawiać?! Teraz?! Kiedy zostawiłeś mnie na lodzie?! Co, może ta twoja dziunia od ciebie odeszła?! - uderzyłam go ze łzami w oczach.
- Sa... - zaczął, ale mu przerwałam
- Nie rozumiesz, że zniszczyłeś to wszystko?! Może przyszedłeś tu żeby rozejść się za porozumieniem stron?! Wybij to sobie w z głowy! Siergiej! Ja cię kochałam a ty rozwaliłeś to małżeństwo swoimi widzi mi się.
- Wiesz, że jeszcze da się to wszystko naprawić. - odparł spokojnie, jakby nigdy nic się nie stało.
- Co?! Nic się nie da już naprawić. Jeszcze dzisiaj złożę papiery rozwodowe.
- Mogę coś dla ciebie jeszcze zrobić?
- Tak. Zniknij z mojego życia raz na zawsze - powiedziałam zapłakana i skierowałam się w stronę drzwi wejściowych.
- Nienawidzę go - powiedziałam wchodząc do łazienki.
- Kochasz go? - zapytała się Lisa.
- Kochałam - odparłam i zaraz wyszłam z pomieszczenia kierując się przed telewizor.
- Idziemy dzisiaj na mecz? Może chłopaki poprawią nam humory - Lisa weszła do pokoju z tacą a na niej dwa pucharki czekoladowych i waniliowych lodów.
- Kochana jesteś - przytuliłam ją i zaczęłyśmy wspominać...

[Lisa]

Naprawdę nie umiem zrozumieć dlaczego życie aż tak bardzo skopało nam tyłki. Wyszłyśmy młodo za mąż, żeby mieć oparcie w bliskiej osobie, a nie żeby teraz ciągać się nawzajem po sądach. Mesut chciał się rozwieść. Wiedziałam że to on tego chciał. Sam to zaproponował, a gdyby tego nie chciał, nawet nie przyszłoby mu to do głowy. Kończyłam jeść przygotowane wcześniej lody i poszłam na górę. Starałam się dokończyć szkicować projekt na suknię, ale ręka mi się trzęsła. Nie umiałam nic zrobić. Rzuciłam ołówkiem i złapałam się za twarz. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu. Jedna nieodebrana wiadomość od Mesuta. Mimowolnie ją odczytałam.

‘Myślałem nad tym i chyba lepiej będzie jak się rozstaniemy’

Odczytałam i znowu się rozpłakałam.
- Sasha! – krzyknęłam. Dziewczyna po kilku minutach przyszła do mnie i oparła się o biurko jedząc kanapkę.
- Czo szy ształu? – powiedziała przeżuwając bułkę.
- Mesut naprawdę chce się rozwieść. Nie będzie walki o nas związek to koniec. – odparłam i znowu wybuchłam płaczem. W głębi kochałam chłopaka. Moje oczy były już tak supchnięte i czerwone, że nigdy jeszcze ich nie widziałam w takim stanie. Rosjanka gdy się o tym dowiedziała, zakrztusiła się kanapką.
- Uważaj bo się zabijesz i kto mi wtedy zostanie? – uśmiechnęłam się przez łzy, a ona mnie przytuliła.
- Mamy siebie, musimy teraz na siebie liczyć. – pogładziła mnie po plecach, po czym rozluźniłyśmy uścisk.
- Twoi rodzice i Mesuta wiedzą? – spytała.
- Nie. Nie wiem jak to będzie. Oni tego nie przeżyją. Mieszkają w Gelsenkirchen praktycznie przy sobie, przyjaźnią się. Moja i Ozila matka wpadną w jakąś panikę. Przecież to będzie awantura na całą rodzinę… - pokręciłam głowa.
- Wolę im to powiedzieć osobiście. – dodałam.
- Może masz rację. Tak będzie lepiej. – poparła mnie.
- To co idziemy na ten mecz dziś? Chodź. Należy nam się odrobina oderwania się od tego wszystkiego. Tyle teraz na nas spadło. Cholerne życie uczuciowe – burknęłam.
- Jasne, pójdę. Tylko dokończę ten projekt i schodzę na dół, okej? – zapytałam.
- Okej. Zadzwonię do Bastiana i dowiem się czy da się coś zrobić w sprawie biletów. – odpowiedziała i zostawiła mnie samą. Cieszyłam się, że ona także zakupmlowała się bliżej z niektórymi chłopakami. Nie wiedzieć czemu po tej rozmowie trochę mi ulżyło. Co prawda połowa kartki była zalana łzami, ale projekt skończyłam. Wybrałam numer do przełożonego i powiadomiłam go, że skończyłam 4 nowe projekty i że mogę mu je jutro zawieźć. Był zadowolony, że szybko wywinęłam się z zaległości i jeszcze dołożyłam do tego nowy projekt. Umówiłam się z nim jutro na godzinę 14 w głównym budynku firmy. Po skończonej rozmowie zeszłam na dół. Siedziała tam Sasha, z kubkiem kakao kakao oglądała jakieś romansidło.
- Proszę cię wyłącz to. – wzięłam do ręki pilot i jej to wyłączyłam. Nawet nie protestowała, co mnie ździwiło.
- Załatwiłaś sprawę z Bastim? – spytałam.
- Tak, mamy dwa bilety. – mruknęła. Uśmiechnęłam się sama do siebie i poszłam do kuchni w celu przygotowania czegoś do jedzenia. Rosjanka pochłonęła już trochę smakołyków ale nadal była głodna, podobnie jak ja. Nie mając wiele pomysłu i czasu, usmażyłam nam frytki, wzięłam keczup i usiadłam w salonie. Tym razem telewizor włączyłam na wiadomości i wlazłam pod koc do dziewczyny z talerzem frytek. Oglądałyśmy uważnie program informacyjny zajadając się. Gdy skończył się i program i frytki, wstałam i pociągnęłam ją z łóżka.
- Zbieraj się na mecz. – mruknęłam i poszłam na górę. Przebrałam się, a następnie ubrałyśmy kurtki i wyszłyśmy z domu.

[Sasha]
Po dojechaniu pod stadion, zajęciu swoich miejsc pozostało nam tylko czekanie na pierwszy gwizdek. Stęskniłam się za oglądaniem chłopaków w akcji. Dzisiaj Bayern grał w silnym składzie: Neuer - Lahm, Dante, Badstuber, Alaba, Schweinsteiger - Mueller, Kroos - Ribéry, Mandzukic - Gomez. Bayern szybko zaczął prowadzić po golu Ribery'ego i Mandzukica. Właśnie kończyła się druga połowa, a Bayern prowadził już 4:0, po dwóch bramkach Gomeza. Nie oszukujmy się, cieszyłam się, kiedy strzelił drugą bramkę. Wiedziałam, że wtedy będzie w dobrym humorze. Kiedy sędzia doliczył 4 minuty do regulaminowego czasu gry, wstałyśmy z Lisą i ruszyłyśmy w stronę szatni. Ochrona nie robiła problemu, bo akurat ci faceci nas znali. Weszłyśmy do pomieszczenia i usiadłyśmy na ławkach. Za chwilę przyjdą tu spoceni, przepełnieni testosteronem faceci.
- Co ty taka szczęśliwa? - Lisa jak to Lisa, nic jej nie umknie.
- Czy ja nie mogę być po prostu uśmiechnięta?
- Gomez? - zapytała się a ja na nią spojrzałam w uśmiechu, który zdradzał wszystko.
- GOMEZ?! Wiedziałam to! Ale wiesz, że Borys za nim nie przepada, nie? Powiedział mi to ostatnio. No, ale zerwał z Silvią, więc wiesz...
- Kochanie, ja jeszcze jestem mężatką - przypomniałam jej.
- Chodźmy, bo słyszę, że ferajna idzie. - gdy Lis to powiedziała do szatni weszli Bawarczycy.
- LISA, SASHA! Czekajcie, odwieziemy was - krzyknął Neuer, a my obie wybuchłyśmy śmiechem.
- Na imprezę? Nie, dziękuję - uśmiechnęła się Lisa i wyszłyśmy.
- No poczekajcie, do cholery - powiedział Bastian. Ok, jak mówi Bastian to znaczy, że to będzie bezpieczne.
- Zadzwonię do Borysa i powiem, żeby nie czekał na nas - odparłam i odeszłam dalej, by porozmawiać z bratem.
- Cześć, Borys.
- No hej, Sash. Co jest?
- Jedziemy z Bastianem, nie wiem gdzie i nie wiem kiedy wrócę.
- Gdzie jedziecie?
- Jeszcze nie wiemy, ale dam ci znać. W lodówce powinna być jeszcze sałatka, a jak nie będzie to owoce są w koszu nad...
- Sasha, wiem gdzie co jest. Nie martw się o mnie. - zaśmiał się, a ja mu zawtórowałam.
- No to trzymaj się, pa. - powiedziałam i nacisnęłam czerwoną słuchawkę.
Po pół godzinie z szatni łaskawie wyszedł Bastian.
- Sasha, Lisa pomóżcie. Proszę was - jęknął, gdy skończył rozmawiać przez telefon.
- O co chodzi?
- Święta. Sarah.
- Do rzeczy.
- Nie wiem co jej kupić. Mam pustkę w głowie. Czarną dziurę. Jedźcie ze mną i mi pomóżcie.
- Czemu akurat dzisiaj?
- Bo to mój jedyny wolny termin po południu - rzucił i wsiedliśmy do samochodów. On jechał przed nami. Zajechaliśmy na parking jednej z większych galerii i weszliśy do sklepu jubilerskiego.
Po długich dyskusjach, namowach itp. Bastian zdecydował się na srebrny łańcuszek z serduszkiem i do tego kolczyki.
- No. A wy co macie dla rodzinki? - zapytał, kiedy staliśmy przy samochodach.
- Jeszcze nic, wybieramy się na zakupy w najbliższym czasie - zaczęła Lisa.
- Ty wybierasz. Ja kupuję w Moskwie, nie będę ze sobą miśków i lalek wozić - przeraziłam się na samą myśl o tym, że znów będę przekopywać sklepy zabawkowe w poszukiwaniu lalek i torów dla samochodzików. Że też musiało być tyle dzieciaków...
- Sash, jedziemy. Pa, Bastian. Ucałuj Sarę - pożegnałyśmy się z pomocnikiem i powoli wracałyśmy do naszego domu.



[Lisa]


Po drodze do domu, zastanawiałam się nad świętami. Moi i rodzice Mesuta nie wiedzieli, że się rozstaliśmy, więc za pewne będą dzwonić, żebyśmy do nich wpadli na święta. (Na potrzeby opowiadania zmieniłam wiarę Mesutowi dop.aut.), a wtedy wszystko wyjdzie na jaw i święta zamienią się w istny koszmar. Nie zadręczałam się tym jednak. Myślałam, żeby poudawać jeszcze w święta z Mesutem i powiedzieć im potem, aby nie psuć atmosfery. Dla mamy Mesuta zaprojektowałam piękną apaszkę, a dla mojej mamy bluzkę. Dla taty Mesuta postanowiłam kupić złote spinki do garnituru, a mojemu hiszpańskie wino. Prezenty były kosztowne, bo z najwyższej półki, ale święta są raz do roku. Jestem jedynaczką, więc nie mam komu więcej kupić prezentu w przeciwieństwie do Sashy i jej dużej rodziny.
Weszłyśmy do domu w którym czekał Borys. Uśmiechnęłyśmy się do chłopaka i zdjęłyśmy kurtki. Po kilkunastu minutach przebywania w domu, poprosiłam chłopaka na rozmowę do mojej pracowni.
- Jesteś prawnikiem, nie? – bardziej stwierdziłam niż spytałam, co on potwierdził.
- Jeśli dojdzie do mojego rozwodu z Mesutem to… - zaczęłam.
- Najprawdopodobniej sąd orzeknie jego winę. – przerwał mi się uśmiechnąl. Kiwnęłam głową dziękując mu.
- Złożysz papiery? – spytał.
- On je złoży, bo to on tego chce. – odpowiedziałam. Dał znak że rozumie. Poprosiłam go jednak, aby w razie polecił mi jakiegoś dobrego prawnika. Dał mi namiar do jednego i odparł że to jego dobry kumpel i żebym powołała się na Borysa, a tamten będzie idealnie wiedział o kogo chodzi. Podziękowałam uściskiem chłopakowi, po czym do pokoju weszła Sasha z Holgerem.
- Cześć Holgi – uśmiechnęłam się do chłopaka.
- Nie przeszkadzam? – spytał.
- Nie już skończyliśmy. – odpowiedział Borys i zostawił mnie z Sashą Saską Badstuberem.
- Holger ma do ciebie prośbę – puściła mi oczko i również wyszła z pokoju.
- No bo jesteś projektantką, tak? – zaczął. Kiwnęłam głową że tak.
- Mogłabyś coś zaprojektować dla mojej mamy na święta? Chcę jej dać jakąś ładną sukienkę, bo ciągle narzeka że ma ich mało. – wywrócił oczami.
- Oczywiście zapłacę ci za zlecenie, - dodał szybko.
- Daj spokój Holger. Skończyłam teraz wszystkie projekty i mam czas. Zrobię to za darmo i z wielką przyjemnością – zapewniłam chłopaka.
- Dziękuję jesteś cudowna – ucałował mnie w policzek. Omówiłam z nim szczegóły projektu. Jaki typ lubi jego mama, jakie kolory i inne takie. Poprosiłam go także, żeby w najbliższym czasie dał mi miary, a ja pojadę z nim do sklepu, zakupimy materiały i zlecimy projekt do szycia. Zgodził się i podziękował, że pomogę mu to wszystko opanować, a na dodatek zrobię jeszcze projekt. Po obgadaniu wszystkiego zeszliśmy na dół, gdzie Borys i Sasha bili się w salonie.
- Jak dzieci – pokręciłam głową.
- No co? Lubię sobie czasem powspominać, dawne czasy gdy beztrosko się tłukliśmy. – roześmiał się prawnik. Wzięłam ciasto z kuchni i zrobiłam herbatę wszystkim zgromadzonym, po czym usiedliśmy przed telewizorem i zaczęliśmy rozmawiać o wszystkim i o niczym…





[Sasha]

Dochodziła 21.00 a ja ledwo stałam na nogach.
- Sashka, zajedziemy jutro do galerii i pomyślimy co kupić Marii i Tamarze - Borys puścił mi oczko.
- Lalki, jak co roku - odezwałam się. Siostry miały kolejno 5 i 6 lat.
- A może jakąś grę planszową?
- Jutro pomyślimy. Tak w ogóle to kiedy lecimy do Moskwy?
- W przyszłym tygodniu. Nie chcę cię wkurzać, ale Siergiej też ma być - skrzywił się.
- Dobranoc! - rzuciłam i skierowałam się do łazienki. Nie miałam ochoty o nim gadać. Po długiej kąpieli chwyciłam opakowanie z czerwoną farbą do włosów i postępowałam według instrukcji. Po kolejnych kilkudziesięciu minutach moje włosy wyglądały rewelacyjnie. Szybko przebrałam się w piżamę i położyłam się spać.

Rano obudził mnie dźwięk przychodzącego sms'a: "Przeproś ode mnie Lisę. Nie chciałem jej skrzywdzić. Mesut"
- LISAAAA! - krzyknęłam wpadając do pokoju przyjaciółki.
- Czego?! - zakryła twarz poduszką
- Zgadnij kto się odezwał.
- Siergiej? Badstuber? - zgadywała.
- Nie. Do niedawna twoja najbliższa osoba.
- O mój Boże. Mesut?! Czego chciał?!
- Przeprosić.

* * *

- Matko kochana, kto wogóle wymyślił święta?! Masa prezentów nikomu niepotrzebna, sztuczna atmosfera. Nienawidzę świąt! - marudziłam wlekąc się za Borysem.
- Sasha - odwrócił się gwałtownie, że nie zdążyłam zareagować i na niego wpadłam.
- Ej! - krzyknęłam łapiąc równowagę.
- Chodź. - pociągnął mnie za rękę.
- Borys, kto tam szedł?
- Siergiej z tą dziwką. Wystarczy, że będzie u nas na świętach. Nie mam zamiaru oglądać mordy tego dupka. - warknął i objął mnie ramieniem. Wiedziałam, że mimo wszystko mogę w nim mieć oparcie.

[Lisa]

Sasha i Borys całkowicie ulegli przedświątecznej gorączce, a ja latałam wszędzie z Holgerem i załatwiałam, żeby w jak najszybszym terminie uszyli sukienkę dla jego mamy. Rano, Rosjanka przyszła tez i powiadomila mnie, ż Mesut mnie przeprasza. Dobrze, że się na to zebrał, szkoda tylko że nie napisał tego do mnie, albo powiedział osobiście… Rozdzwonił się mój telefon. To Sasha. Odebrałam.
- Co się stało? – spytałam, gdy siedziałam w kawiarni z Holgerem i piłam kawę.
- Siergiej! On jest wszędzie rozumiesz? – krzyknęła.
- Spokojnie Sash.. Ja na nadal nie rozumiem dlaczego on jest w Monachium… - uspokoiłam ją.
- Chyba po to żeby mi robić na przekór! Nienawidzę go ! – krzyczała.
- Dobra słońce, pogadamy w domu. Bo ja siedzę z Holgerem, zaraz jedziemy ustalić jeszcze kilka rzeczy…
- Pozdrów go. Pa – rozłączyła się.
- Co znowu? – spytał Badstuber. Machnęłam tylko ręką i poinformowałam go, że ma pozdrowienia od swojej ulubionej koleżanki, na co tylko się zaśmiał. Zapłaciliśmy za kawę, po czym skierowaliśmy się do budynku. Podałam tam miary i materiał i prosiłam o jak najszybsze wykonanie. Moje projekty były szanowane w całych Niemczech, więc uszycie sukienki dla mnie zajmowało mniej czasu. Podziękowałam wszystkim serdecznie i wyszłam. Niemiec odwiózł mnie do domu, lecz miał coś jeszcze do załatwienia i pojechał. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Borys i Sasha już byli w domu.
- Miśki chodźcie mam coś dla was! – zawołałam ich i weszłam do salonu. Pojutrze jechałam do Gelsenkirchen, a miałam jeszcze kilka rzeczy do załatwienia, więc wolałam dać im prezenty wcześniej. Borysowi kupiłam zegarek z Rolexa, Roleta Sashy perfumy z Dolce& Gabbana. I znowu jakby w moim portfelu zrobiło się lżej! Zarabiałam jednak na tyle dobrze, że mogłam sobie pozwolić na takie wydatki. Wręczyłam rodzeństwu prezenty, mocno ich przytuliłam i cmoknęłam.
- Nie musiałaś… - zapewnili mnie.
- Musiałam, musiałam – uśmiechnęłam się.
- Kiedy wracasz z Gelsen? – spytała Sasha.
- Jeśli nie dostanę kurwicy z Mesutem, to powinnam być tak jakoś 4 dni po wigilii. – odpowiedziałam.
- A ty kiedy? – również spytałam.
- Jedziemy na tydzień, wylatujemy w przyszłym tygodniu. – odpowiedziała.
- Szkoda, że nie spędzamy ich razem. – posmutniałam.
- Ale jest jeszcze tyle tych świąt, że któreś będą nasze – zapewniła mnie. Zjadłam obiad, po czym poszłam na górę zrobić porządek w papierach. Posegregowałam wszystko i spakowałam najważniejsze rzeczy do oddzielnej teczki. Na święta, co prawda nie dostałam żadnych zleceń, bo masę dostałam przed, ale zawsze nie zaszkodzi się ubezpieczyć. Gdy wyjęłam dużą walizkę z szafy do pokoju wszedł Borys.
- Mamy problem…. – zaczął. Zrobiłam niezrozumiałą minę.
- Cześć Lisa… - do pokoju wszedł Mesut, a mi momentalnie szczęka opadła… 

                                                                       ****

magi091 - zacznę od tego, że ze względów technicznych postanowiłyśmy przenieść tego bloga na blogspot. Wygodniej będzie chyba i wam i nam...
Roździał mi się podoba, jak to powiedziała Natalka 'cisza przed burzą'. Nie zanudzam, pozdrawiam i liczę na wasze komentarze :*

 Fresa - wieje nuuuudą :DDDD ale możecie być pewne, że teraz w życiu Sashy się troche pokomplikuje, potem będzie... tzw cisza przed burzą :3 przepraszam za wszystkie błędy itp i liczę na Wasze komentarze! cmok! ♥

Charper 4.

[Lisa]
Wstałam 8.00. Byłam zmęczona sprzątaniem. Miałam wory pod oczami i czułam złość. O 16.00 miałam odebrać Ozila ze szpitala, bo jego stan był świetny i mógł przebywać w domu. Zjadłam śniadanie i postanowiłam jechać do Khediry i Gercke. Gdy dojechałam było około 9.30. Chłopak szykował się na trening, a dziewczyna jadła śniadanie. Po kilku minutach wyszedł Sami, a my za nim tyle że na miasto. Idąc z blondynką po ulicy czułam się jak szara mysz. Nie było faceta, który by się za nią nie obejrzał czy uśmiechnął, a ja? Ona piękna modelka, a ja skromna pani projektant. Pomimo tego, że moje projekty w Niemczech cieszyły się dużą popularnością, do mnie jakoś to nie docierało. Usiadłyśmy w kawiarni i zamówiłyśmy po kawie. Przyjaźniłam się z Leną i ufałam jej. Wiadomo że to nie to samo, co z Sashą, ale dobrze się dogadywałyśmy. Umówiłam się z nią na szczerą rozmowę i taka będzie.
- Lena…- zaczęłam.
- Ah tak! Miałyśmy pogadać! Mów – uśmiechnęla się.
- Chodzi o mnie i Mesuta. Ja nie wiem już co mam robić…. –dokończyłam, a ona zrobiła współczującą minę.
- Będę szczera. – powiedziała stanowczo.
- Po pierwsze. Uważam że przez ślub w tak młodym wieku się wypaliliście. Spójrz jak się ubierasz chociażby! Całe życie przed tobą, jesteś młoda i piękna, a ubierasz się jak baba która odchowała już 8 dzieci. Nie mam nic do twojego stylu, wiesz ze uwielbiam twoje projekty, ale ty zupełnie coś innego projektujesz, a coś innego wkładasz. – odpowiedziała.
- Wiem, wypalam się. Każdy mi to mówi – przerwałam jej.
- Po drugie. Jesteś wierną żoną, która pracuje w Monachium. Zero rozrywki, zabawy, ciąge harujesz a on? Nie chciałam Ci tego mówić, lubię Mesuta, nie chcę się wtrącać w wasze spraw, ale jeśli mi pozowliłaś to jest jeden fakt. On ciągle imprezuje nie zważając na to wasze małżeństwo i robi rzeczy których nie wypada. Czy cię zdradza? Raczej nie, ale to już jest na granicy zdrady. – powiedziała, a mi popłynęly łzy. Chciałam żeby była ze mną szczera i taka była. Dziękuję jej.
- Powinnaś z nim szczerze porozmawiać i się trochę zmienić. Musisz być twardsza i stanowcza w swoich działaniach. Jesteś MŁODĄ, PIĘKNĄ KOBIETĄ. Pewną siebie też trochę musisz być. Nigdy nie byłaś szarą myszką, a taką się stajesz. Źle z tobą naprawdę. – puściła mi oczko. Otarłam łzy i odetchnęłam głęboko. Podziękowałam jej za rozmowę bo dała mi kopa. Poszłyśmy jeszcze potem na zakupy i coś zjeść. Do domu wróciłam o 15.25. Zostawiłam torby i pojechałam po Mesuta. Ucieszył się gdy mnie zobaczył, lecz ja takiego humoru jak on nie miałam. Poszłam jeszcze na rozmowę z lekarzem, a Niemiec w tym czasie się pakował. Gdy wyszłam rozdzwonił się mój telefon. To tak jakby mój szef. Zdenerwował się trochę że ciągle mnie nie ma, co sprawia że projekty się opóźniają. Wytłumaczyłam mu sytuację. Powiedział ze naprawdę mnie rozumie i współczuje, ale on też nie może czekać. Rozumiałam go. Mesut wyszedł z sali i zabrałam go do domu. W ssamochodzie opowiadał mi różne rzeczy, ale do mnie jakby one nie docierały. Wjechaliśmy do garażu po czym weszliśmy do domu. Chłopak poszedł się umyć, a ja szykowałam mu posiłek. Szara mysz i kura domowa się ujawnia. Gdy zjadł usiedliśmy w salonie.
- Mesut… – zaczęłam.
- Tak ? – spytał.
- Musimy poważnie porozmawiać…
[Sasha]
-Saaaaaaasha! – dobiegł mnie krzyk od drzwi wejściowych. To był Holger.
- WŁĄCZ TELEWIZOR! TO BARDZO WAŻNE! – wydarł się… mój brat, Borys.
- O co chodzi? – zaniepokoiłam się. Podeszłam do srebrnego Samsunga i go właczyłam.
- Daj spokój. – wrzasnął Borys, który już siedział i przełączał kanały.
- Tylko go nie zepsuj. – ostrzegłam go tonem opiekuńczej starszej siostry.
- A OTO PIĘKNY GOL Z PRZEWROTKI!
- KLASA SAMA W SOBIE! – przybił mu piątkę Holger, który się dosiadł.
- Przepraszam siostrzyczko – Borys wstał i mnie przytulił – ale to najbardziej emocjonujący mecz w dziejach piłki nożnej.
- Kiedy się skończy?
- RĘKA! TO BYŁA RĘKA, DROGI PANIE SĘDZIO! – Holger z obrzydzeniem wskazał na odbiornik.
- Co on tu robi? – szepnęłam na ucho piłkarzowi, kiedy brat przeżywał mecz.
- PODAJ BARANIE! – widać było, że brat nas nie słucha – PODAJ! RANY BOSKIE, CO ZA IDIOTA!
- PODAWAJ! CO ZA SĘDZIA?! GDZIE TU WIDZISZ FAUL?! ŚLEPY JESTEŚ CZY CO?! – przyłączył się do krzyków Borysa.
- Holger?! – próbowałam przekrzyczeć obu mężczyzn i komentatora sportowego – wyjaśnisz mi to?
- Przepraszam. Miałem spotkanie z zarządem i Borys jako prawnik tam był. Padamy z głodu.
- My? Borys zostaje na podwieczorku? – nie przejmowałam się uczuciami brata. Jego ego od zawsze było kuloodporne.
- Jak go nakarmisz to sobie pójdzie – puścił mi oczko.
- BRAWO! GOOOOOOL DLA BARCELONY! JEDZIEMYYYYYYY!
- Zabiłbym za hamburgera – oznajmił Badstuber z uwagą śledząc drogę piłki.
- HAMBURGERY Z PODWÓJNYM SEREM I… ZAMÓWMY COŚ! – wydarł się mój młodszy braciszek. Zamurowało mnie.
- Zrobiłam sałatkę z krewetkami…
- Jedliśmy to na luch, siostrzyczko. – Borys wyrzucił ręce w powietrze – Sanchez, strzelasz gola albo spadaj.
- Kto jak co na luch?
- TAAAAK! CO ZA GOL! ŚLICZNOŚCI!
- My w klubie. Wróciliśmy moim samochodem.
- Strzelaj mięczaku! – wydarł się Borys.
- A NIECH MNIE! BĘDZIE DOGRYWKA! – dodał Holger i rozmowa się skończyła.
Zajrzałam do książki szukając numerów pizzeri oferujących frytki i hamburgery.
Później, gdy Barcelona pokonała Real po dogrywce i karnych, a Borys poszedł sobie do hotelu, zostałam sama z Holgerem. Nie na krótko. Badstuber wyciągnął mnie do Bastiana i Sarah. Kiedy doszliśmy, Sarah zacięgnęła mnie do kuchni i wypytała o Lisę. Opowiedziałam jej wszystko w skrócie i wróciłyśmy do salonu. Temat zszedł na małżeństwo Ozil…
* * *
2 godziny później.
Miałam nie zostać tu długo, ale nie chciało mi się słuchać kolejnej dawki plotek: kto z kim, gdzie i ile. Przy drzwiach dorwał mnie Bastian i wyszliśmy przed dom.
- Co się dzieje? – zapytał siadając na ławce.
- Martwię się o Lisę… Ona żyje… w toksycznym związku. Mesut ją wykończy.
- To mądra dziewczyna, wie co robi. – piłkarz objął mnie ramieniem. Mimo początku grudnia było ciepło i wcale nie tak dużo śniegu…
- Chodźmy do domu.
- Jak ty to robisz… – mruknęłam do siebie i podążyłam za pomocnikiem. Dostałam smsa od Lisy, że niedługo wróci. Około północy ktoś do mnie zadzwonił.
- Sasha? – usłyszałam kobiecy głos.
- Przy telefonie.
- Trzymaj się z daleka od Mario, suko. – połączenie się zakończyło.
Przestraszyłam się.
- Bastian odwieziesz mnie do domu?
- Wybacz, słońce ale piłem. Mario jest w miarę trzeźwy. – skrzywiłam się.
- Nie, dzięki. Wrócę sama. Trzymaj się. – pożegnałam się pocałunkiem w policzek.
- Idź z nią. Martwię się jej zachowaniem. – usłyszałam rozmowę piłkarzy Bayernu. Bądź co bądź, lepiej wracać z kimś niż samemu…
- Sasha! – odwróciłam się. – Wychodzisz? To super. Pójdę z tobą, Silvia dzwoniła.
- Ok…
- Może zatrzymamy się u mnie? – zapytał się po dziesięciu minutach drogi.
- Przepraszam, ale nie mogę. Brat na mnie czeka.
- Masz brata? – zdziwił się.
- Tak. Młodszego. Przepraszam, ale się spieszę. Do… zobaczenia – pożegnałam się z nim i szybkim krokiem weszłam w uliczkę domów.
[Lisa]
- O czym? – zapytał.
- O nas- odpowiedziałam
- Każdy z kim rozmawiam twierdzi że się przy tobie wypalam. Kocham cię i jestem na twoje zawołanie, a ty? Imprezujesz w Madrycie, gdy ja pracuję w Monachium. – łzy popłynęly mi po policzkach automatycznie.
-Tyle razy ci mówiłem żebyś się tu przeprowadziła! – krzyknął.
- Nie krzycz na mnie ! – oburzyłam się.
- Będę! Bo pierdolisz głupoty! – pokręcił głową.
- Przestań… – przestraszyłam się.
- Jak chcesz to się rozwiedźmy! – dodał ze złością. Zabolało.
- Myślałam że chcesz ratować nasz związek jak ja, a nie brać rozwód ! teraz to i ja się zdenerwowałam. Miarka się przebrała. Tak się bawić nie będziemy. On się tu zabawia, ja tam zarabiam i to jeszcze moja wina? NIE. Mogłabym wcale nie zarabiać i siedzieć na jego utrzymaniu, ale tego nie robię, a on tego nie docenia. Poszłam an górę. Spakowałam wszystkei rzeczy i zeszłam na dół.
- Lisa co ty robisz? Przestań. – nie chciał mnie puścić.
- ZOSTAW MNIE JEBANY DUPKU! – krzyknęłam i wyrwałam się z uścisku piłkarza. Od kąt robi karierę w Realu sodówa mu uderzyła. Mój cel? Monachium….
****
Po wyczerpującej podróży otworzyłam drzwi mojego i Sash domu. Było cicho i ciemno. Wcale się nie dziwiłam bo była godzina 2.16. Poszłam do swojego pokoju i zostawiłam rzeczy. Gdy chciałam wejść do łazienki odbiłam się od umięśnionego torsu i prawie przewróciłam.
- BORYS?!- ździwiłam się.
- Lisa! Dobrze cię widzieć – przytulił mnie mocno..
- Co ty tu robisz? – spytałem.
- Sprawy służbowe. Zresztą słyszałem że ten chuj Siergiej skrzywdził moją Sashkę. Nigdy kolesia nie lubiłem. Chciałem ją pocieszyć ale widzę, że ma tu pocieszycieli – zaśmiał się.
- Gomez ? – skrzywiłam się
- Nie! Holger – odparł, a ja zrobiłam facepalm przez śmiech/
-To ma więcej niż jednego – zapewniłam go. Poszłam się umyć i zeszłam na dół żeby się czegoś napić. Siedział tam Borys i śmiechał się.
- Rozmowy nocą! – ucieszył się.
- No okej. Spać mi się nie chce – odparłam. Zawsze gdy Borys przyjeżdżał lubiliśmy rozmawiać. Często zdarzało się to właśnie w nocy. Chłopak jest dobrym słuchaczem. Nawet bardzo dobrym.
- A co u Mesuta? – wiedziałam że w końcu zada pytanie o mojego męża.
- Słyszałem że w szpitalu był. Właściwie dlaczego tak nagle przyjechałaś? Miało cię nie być dłużej. Miałem nocować w hotelu ale przyszedłem. – dodał.
- Pewnie słyszałeś że nam się nie układa, bo będąc z Sashą czy kimkolwiek z mojego otoczenia się nie da tego nie słyszeć. – zaczęłam. Kiwnął że tak.
- W złości zaproponował rozwód. Ale jednak zaproponował. Co z tego że w złości. – odpowiedziałam. Podszedł i mnie przytulił.
- Będzie dobrze – mocno ścisnął moje drobne ciało.
- Nie będzie Borys. I jeśli on nie chce żeby było dobrze, to chyba i ja tego neie chcę. – wybuchłam.
- A czy powiedziałem że z Mesutem?- szepnął. Podniosłam głowę do góry ździwiona jego wypowiedzią.
- A z kim? – spytałam.
- Eeeh.. – podrapał się po głowie. Lepiej zmieńmy temat…
[Sasha]
Czy coś czuję do Gomeza? Oby nic… Na swoje szczęście obudziłam się w SWOIM łóżku. Po omacku wymacałam telefon i go włączyłam. Zegarek wskazywał 3:30. Obok niego leżała kartka. Usiadłam na brzegu łóżka i włączyłam lampkę nocną.
” Zasnęłaś u mnie, ale nie chciałem denerować Lisy, więc Cię odwiozłem… Mario.”
- Boże. – jęknęłam. Usłyszałam jakieś głosy na dole. Nałożyłam szlafrok i po cichu zeszłam po schodach. Usłyszałam głos brata.
- Borys? – zapytałam, wchodząc do salonu.
- Sashka! Nie obudziliśmy cię? – wstał do kuchni nalewając wody.
- Nie, miałam zły sen. Lisa, co tu robisz? – pytałam jeszcze niezbyt świadoma.
- Właśnie rozmawialiśmy o tym z Borysem. Miłe przywitanie, dzięki. – odpowiedziała z lekkim sarkazmem.
- Pokłóciła się z mężem, wsiadła w samolot, wpadła na mnie i zaczęliśmy rozmawiać. – strześcił to wszystko Borys.
- To ja może nie będę przeszkadzać? – poruszyłam brawiami.
- Ogarnij się. Widzę, że Badstuber działa na ciebie jak narkotyk. – szturchnęła mnie Lisa.
- Odwal się od niego – udałam złą, ale zaraz dodałam:
- Opowiadaj co w Madrycie.
No i zaczęła opowiadać. Na początku niechętnie, ale zaczęła dodawać coraz więcej szczegółów.
- Mam ochotę przywalić mu w ten pusty łeb. – powiedzieliśmy razem z Borysem.
- Wielkie umysły myślą tak samo. – uśmiechnęła się przyjaciółka.
- A jak tam z Holgerem?
- Nijak. Nie wyobrażajcie sobie niewiadomo czego – mruknęłam. Widziałam jak Borys z Lisą wymieniają spojrzenia.
- Weźcie się.
Potem zaczął przemawiać brat. Duma rodziny. Z nim jedynym z 5 rodzeństwa mam taki wyśmienity kontakt.
* * *
- Śpiąca jestem. – ziewnęła Lisa.
- My też. – powiedzieliśmy i każdy ruszył do swojej sypialnii.
* * *
- Wstawać lenie! – zignorowałam wołania brata.
- LISA! SASHA! DOCHODZI 13! – Borys nie dawał za wygraną. Niechętnie podniosłam się z łóżka. Doczłapałam się do drzwi i zauważyłam Lisę wychodzącą z pokoju na przeciwko.
- Świetnie wyglądasz. – zaśmiałam się.
- O tobie mogę powiedzieć to samo.
- Ej, idziemy dzisiaj na trening? Pogadałabym z ludźmi. – wpadła na pomysł Lisa. Miała o wiele lepszy humor niż wczoraj.
- Ja mam sprawę w sądzie. – odpowiedział Borys, gotowy do wyjścia.
- Widzimy się później. Ciao.
- Godzina na naszykowanie się. Start. – krzyknęłam i obie pobiegłyśmy do łazienek.
Wyszłam z niej ubrana w ciepły, beżowy sweter, czarne rurki i z lekkim makijażem. Włosy pokręciłam lokówką. Lisa miała na sobie boyfriendy i dopasowaną bluzkę 3/4. Podkreśliła oczy a włosy uczesała w koka.
- Jedziemy?
- Ba.
Szybko dojechałyśmy pod obiekt treningowy. W tym tygodniu większość ćwiczeń odbywa się na siłowni. Doszłyśmy pod jedną z sal i po cichu weszłyśmy.
- A co panienki tutaj robią? – dopadł nas Alaba.
- Nudziło nam się to wpadłyśmy.
Oddaliłam się od rozmawiających Lisy i Davida. Trener zarządził 15-minutową przerwę. Holger podszedł do mnie.
- Hej. – uśmiechnęłam się.
- Cześć. – odpowiedział i przyciągnął mnie do siebie.
‘Miałaś się nie dać!’ skarciłam się w myślach oddając pocałunki. Nie mogłam oderwać się od chłopaka.
- Uuu, ty do niego nic nie czujesz. – usłyszałam triumfalny głos Lisy. Kątem oka zobaczyłam jak z sali wybiega Mario a za nim Bastian…
[Lisa]
- Mario! Uważaj ! – krzyknęłam na chłopaka gdy wpadł na mnie podczas mojej rozmowy z młodym Alabą. Zaraz za nim biegł Bastian i również mnie popchnął.
- No kurwa! Takie ładne powitanie mi wszyscy dziś robią… – pokręciłam głową. Mój rozmówca się zaśmiał i powiedział, że on akurat mnie pięknie przywitał. Przytaknęłam mu i zaraz do nas dołączył się Neuer.
- Lisa! Byłaś podobno w Madrycie u Mesuta. Co tam u niego słychać ? – spytał z bananem na twarzy. Na myśl o mężu zrobiło mi się przykro. Bardzo przykro. Od razu na moją twarz wszedł grymas.
- Nie chce mi się o tym gadać. – powiedziałam do bramkarza.
- Stało się coś ? – zaniepokoił się.
- Tak. Stało się i to dużo nie dobrych rzeczy. – odparłam. Już chciał się dopytać gdy nagle podszedł do nas Muller. Dzięki ci Boże!
- Thomas! Witaj. – uścisnęłam się z chłopakiem. On ucałował mnie w policzek i także się przywitał.
- Ktoś tu się nie wyspał. Wory pod oczami – dał mi kuksańca w bok młody pomocnik.
- Thomas, daruj. – wywróciłam oczami i odeszłam dalej. Nikt nie wiedział co się dzieje, więc nie chciałam ich za nic obwiniać. Każdy przyzwyczaił się tu że jestem żoną Mesuta i tak jestem trakotowana. Żona Mesuta – koleżanka. Zawsze mnie o niego pytają, bo wiedzą że mam z nim kontakt. A może lepiej żebym go już nie miała? Skoro on tak bardzo nie chce go ze mną mieć. Stałam za szybą do siłowni i patrzyłam jak Contento i Boateng się wygłupiają. Dobrowolnie się uśmiechnęłam. Po chwili poczułam że stoi koło mnie Lahm i mi się przygląda.
- Co się tak w nich wpatrujesz? Ja tam nic nie widzę. Dwóch kretynów robi z siebie kretynów – roześmiał się. Uśmiechnęłam się, ale to nie był szczery uśmiech.
- Coś się stało. – orzekł. Przytaknęłam mu.
- Mesut? Co ci znowu zrobił? – spytał zły.
- Wszyscy traktujecie go jak diabła. To wasz kolega z reprezentacji – wychrypiałam. Odchrząknęłam po chwili.
- To nasz kolega, ale to nie powód żeby go bronić gdy ciebie rani. To są jego błędy, Lisa. Cierpisz przez niego. – odparł. Łzy poleciały mi po policzku. Chłopaki latali po całym centrum treningowym, a ja stałam w kącie koło szyby z Lahmem.
- A może to moja wina? – spytałam.
- Daj spokój. Ogłupiałaś? Starasz się jak możesz. – powiedział.
- Wszyscy mnie tu bronicie i tak martwicie się o mój związek. Dziękuję. – przytuliłam się do niego. Pomilczeliśmy chwilę, gdy po chwili przeszedł obok nas Heynckes. Zatrzymał się i spojrzał na nas.
- Trenerze ogarnij ich! Latają jak rozwydrzone bachory po całym centrum! – poskarżył się Phillip i puścił mnie z uścisku.
- Ja idę. Nie będę wam przeszkadzać. Trener powinien ich ogarnąć, to fakt – uśmiechnęłam się. Pożegnałam się z Juppem i Phillipem po czym machałam każdemu przebigającemu obok mnie piłkarzowi. Powiedziałam do Sahsy którą mijałam ‘’Czekam przed centrum na ławce’’ i opuściłam budynek.

***

Fresa: Drogie panie… Ja się rozpisywać nie będę – wracamy po długiej przerwie i mamy nadzieję, że ktoś będzie to czytał. Pozdrawiam i zapewniam, że 5. rozdział pojawi się szybko!

Magi091 – nie skomentuję tego dobra? Bo miałyśmy napisany rozdział (zapisany na moim starym komputerze) a od września nic nie dodawałyśmy. Dwie kretynki się dobrały <3. Mam nadzieję jednak, że ktoś będzie czytał tego bloga. Maitasun-froga usunęłyśmy. Z tym blogiem nie chcemy tego zrobić. Także liczę na komentarze i że ktoś jeszcze pamięta o tym blogu! ;)

Charper 3.

[Lisa]

Wstałam o godzinie 9.00. Byłam strasznie nie wyspana, ale nie mogłam spać.Dziwne. Przebrałam się od razu, zrobiłam sobie kawę i usiadlam do projektów.Zaczęłam rysować szkic, a potem poprawiać go kolorami. Gdy skończyłam jeden znich była godzina 12.26. Odłożyłam projekt do teczki skończonych i wyszłam zpokoju. Na dole siedziała, a raczej spała Sasha. Siedziała przy blacie, a głowęmiała położoną i chrapała na cały dom.
- Sasha ! – krzyknęłam. Ocknęła się i podniosła głowę do góry.
- Nie drzyj się kretynko. – burknęła zła. Zaśmiałam się tylko. Sasha na kacu,to Sasha obrażająca wszystkich po kolei.
- Za dużo się wczoraj wypiło, coo ? – nadal się śmiałam.
- Nie susz zębów.- nie przestawała mi ubliżać.
- Tak, tak też cię kocham. – burknęłam i umyłam kubek po kawie. Ona ją sobiezaparzyła i teraz cieszyła zapachem i smakiem napoju.
- Idziemy dzisiaj na imprezkę ? – zaproponowałam.
- Lisa nie wkurwiaj mnie. Dobrze ci radzę. – pogroziła mi palcem, a ja nieprzestawałam się śmiać.
- Gdyby nie to, że krzyknęłam na Holgera, to by cię wczoraj przeleciał. Aleostatecznie, przygarnął cię do siebie Gomez, a ja jak wariatka cię szukałam pocałym Monachium bo myślałam że i on cię przeleci. – opowiedzialam jej wrażeniaz wczoraj.
- CO TY KURWA DO MNIE MÓWISZ ?! – krzyknęła.
- I kto tu się drze – zachichotałam pod nosem.
- Weś ty się już lepiej do mnie nie odzywaj co ? – żachnęła się.
- Jasne księżniczko. – puściłam jej oczko. Po chwili rozdzwonił się nasztelefon domowy. Podeszłam i odebrałam go.
- Hej Lisa. – usłyszałam głos Badstubera.
- Cześć Holgi. – wywróciłam oczami.
- Spytaj się Sashy czy ma telefon.  – odparł. Ździwiłam się, alekrzyknęłam do Rosjanki, czy ma telefon.
- KURWA. ZGUBIŁAM ! – krzyknęła, tak że Holger w słuchawce to słyszał.
- Mam jej telefon. Znalazłem go na imprezie. Słuchaj, niech przyjdzie do tejkawiarni przy ulubionym parku graczy Bayernu. Ty już wiesz który – zaśmiałsię.
- Jasne, przekażę. – zapewniłam go.
- Tylko mi jej nie podrywaj ! – dodałam.
- Jasne Liss. To pa i dzięki. – pożegnał się i rozłączył.
- Holgi ma twój telefon, musisz się z nim spotkać i go odebrać. – krzyknęlam dodziewczyny.
- Dobra, dobra. – machnęła ręką. Pokręciłam głową i powiedziałam jej więcej ojej spotkaniu z młodym Niemcem. Gdy zabrałam się do robienia drugiego projektumoja komórka się rozdzwoniła. Nie dadzą mi chyba dziś spokoju z tymitelefonami. Na wyświetlaczu widniało zdjęcie Khediry i napis ‘Sami dzwoni’Przestraszyłam się i natychmiast odebrałam.
- S-słucham ? – odebrałam.
- Lisa, musisz natychmiast przyjechać do Madrytu. Mesut jest w szpitalu. –odparł, a ja wypuściłam słuchawkę z ręki i złapałam się za twarz. Słyszałamtylko krzyczenie Niemca przez telefon ‘Lisa?! Jesteś? Halo ?!’ I sygnałzakończenia połączenia.

[Sasha]
Lisa to wszędzie mnie „umówi”. No, ale dobra. Musiałam odzyskaćtelefon. Wyprostowałam włosy, pomalowałam usta i podkreśliwałam oczy i brwi. Dotego nałożyłam na siebie przygotowany wcześniej zestaw awaryjny. Czarne,obcisłe rurki, luźną czerwoną koszulkę, czarne branzoletki i kolczyki”serduszka”. I rzecz jasna – czerwono-srebre szpilki. Tak, tak mogłamsię mu pokazać.
Lisa dała mi adres. Zjawiłam się tam po 14.  Holger już czekał. Uśmiechąłsię na mój widok i wstał z miejsca.
- Ślicznie wyglądasz. Jak zwykle zreszyą. – pocałował mnie w policzek. Usiadłamna przeciwko niego.
- Wiesz po co przyszłam. – uśmiechnęłam się promiennie.
- Ach, tak. – odpowiedział i podał zgubę.
- Dziękuję Ci bardzo. – ucieszyłam się.
- Mam nadzieję, że nie czytałeś SMS-ów? – spojarzałam na niego.
- Skądże. Tylko twój były mąż dzwonił, odebrałem, powiedziałem, że zgubiłaśtelefon i takie tam… – dodał po chwli.
- Co chciał? Mówił ci?
- Niestety nie. Ale był zdenerwowany. Na koniec nazwał Cię zdzirą.
- Zakłamany fiut. – powiedziałam mocno wkurzona. Nagle za oknem ujrzałam…Siergieja!
- Udawajmy parę. – powiedziałam szybko do Niemca. Spojarzał w okno i zrozumiałw mig.
Na nasze nieszczęście wszedł tam z tą swoją laską.
Kiedy wyszliśmy skierowaliśmy się do parku. Bardzo miło nam się rozmawiało.Nagle z jednego zakrętu wyszedł na przeciw znów Siergiej.
- On to nas chyba śledzi. – szepnęłam do Badstubera. I oni i my szliśmy wolno.Niemiec złapał mnie za rękę puszczając mi oczko. Kiedy się mijaliśmy nowadziewczyna, jeszcze męża, powiedziała do mnie truimfalnym głosem:
- Dziwka.
Tylko się zaśmiałam i odpowiedziałam:
- Nie musisz mi się przedstawiać, nie potrzebna mi znajomość z Tobą.
Pogadaliśmy jeszcze około półtorej godziny, ale mój dzisiejszy towarzyszspieszył się na krótki wieczorny trening. Ach ta kariera piłkarza. Ja ze swojejwokalnej chyba też zrezygnuje. Albo zrobię sobie przerwę.
- Może wpadniesz ze mną na trening? – zapytał się pod Areną, ponieważ miałam podrodze.
- Z chęcią. – uśmiechnęłam się. – Holger… – zatrzymałam go.
- No co?
- Nie licz na dużo. Jesteś bardzo miły, ale nic by z tego nie było. Jeszcze niejestem gotowa. – powiedziałam lekko ściszonym głosem.
- Ok. Rozumiem. – lekko się uśmiechnął i weszliśmy na teren stadionu. Ja odrazu udałam się na murawę. Rozgrzewało się tam kilka zawodników. Gomez na mójwidok promiennie się uśmiechnął.
- Faceci… – mruknęłam pod nosem i podeszłam do Heynckesa.

[Lisa]

Spakowałam pośpiesznie najpotrzebniejsze rzeczy. Wzięlam do ręki kartkę inapisałam ‘ Mesut jest w szpitalu, jestem w Madrycie’. Położyłam ją na stolikui wybiegłam z domu. Taksówka jak najszybciej zawiozła mnie na lotnisko po czymna ostatnią chwilę odkupiłam bilet od jakiegoś kolesia. Podróż strasznie mi siędłużyła. Denerwowałam się, gniotłam kartkę, ściskałam rękę na kolanie,zagryzałam wargi i inne takie nerwowe ruchy. Gdy wylądowaliśmy wybiegłampierwsza z samolotu i przeszłam przez te wszystkie potrzebne rzeczy. Zobaczyłamże czeka na mnie Benzema. Nic nie powiedział tylko zabrał mnie jak najszybciejdo szpitala. Na korytarzu siedział także Sami i Lena. Wyściskałam dziewczynę ichłopaka, po czym Niemiec wszedł ze mną do sali. Mesut leżał nieprzytomny.
- Jak to się stało ? – w końcu się odezwałam.
- Zderzył się ze mną na treningu. Przepraszam to moja wina. – spuścił glowę.
- Daj spokój Sami. Każdemu się mogło zdarzyć – poklepałam go po plecach.
- Co mu jest dokładnie ? – zdenerwowana chodziłam po całej sali.
- Wstrząs mózgu. – opowiedział.
- Dlaczego on się do cholery nie obudzi ? – krzyknęłam i złapałam się zatwarz.
- Wiem że się denerwujesz, ale przestań zadawać mi trudne pytania –poprosił.
- Sami kurwa, jest w tym zasranym Madrycie jakiś lekarz który mi to wyjaśni?! –byłam zdenerwowana.
- Tak zaprowadzę cię. – odpowiedział. Gdy wyszłam zła z sali, Karim i Lena sięna mnie dziwnie popatrzyli po czym Khedira zaprowadził mnie do lekarza. Tenwszystko mi wyjaśnił dokładnie tak jak tego oczekiwałam. Bardzo liczyłam nadobre wieści i je otrzymałam. Przyznam że początkowo gdy otrzymałam telefon odSamiego spodziewałam się najgorszego. Nie powiedział mi co się stało, ni nic,tylko kazął przyjechać. Teraz byłam już spokojniejsza. Weszłam na salę izłapałam go za rękę. Patrzyłam się jak miał zamknięte oczy i patrzyłam. Nieotwierał ich. Denerwowało mnie to, ale lekarz powiedział że niedługo powiniensię obudzić. Ścisnęłam go za rękę mocniej i nadal ją trzymałam. Zobaczyłam, żepowoli zaczyna otwierać oczy. Chciał je otworzyć, ale one od razu mu sięzamykały.
- Mesut jestem przy tobie, już dobrze. Nic się nie stało. – powiedziałam cicho.
- Lisa. Nie chcałem cię martwić. Przepraszam. – odrzekł bardzo wolno.
- Mówię że nic się nie stało głuptasie. Choć prawie zawału dostałam –uśmiechnęłam się. Rozdzwonił się mój telefon. Zobaczyłam na wyświetlaczu, żedzwoni moja najlepsza przyjaciółka.
- CO SIĘ STAŁO TEJ NIEDORAJDZIE ?! – krzyknęła przestraszona.
- Wstrząs mózgu. Zderzył się z Khedirą na treningu. – uśmiechnęłam się.
- KRETYNI! JA TU PRAWIE ZAWAŁU KURWA MAĆ DOSTAŁAM! – była oburzona.
- Już dobrze Sash, spokojnie. – zaśmiałam się.
- Jak na randce z Holgerem ? – dodałam. Mesut ździwił się, posłałam muoczko.
- TO NIE BYŁA RANDKA ! – nie przestawała się na mnie wydzierać.
- Kochanie. Strasznie się dziś na mnie drzesz – jęknęłam.
- Bo mnie dziś strasznie wkurwiasz. Poważnie. – uspokoiła się.
- Na kacu jesteś strasznie marudna. – teraz to ja się poddenerwowałam.Porozmawiałam z przyjaciółką jeszcze chwilę,po czym się rozłączyłam.
- JAK TO SASHA JEST NA RANDCE Z HOLGEREM ? – podniósł głos Mesut.
- Siergiej ją zdradził i zachciał rozwodu. Dłuższa sprawa… – szepnęłam.
- Matko. Tak bardzo mi jej szkoda… – posmutniał. Pokiwałam głową, że mi też iżeby mi o tym nie przypominał po czym pocałowałam go czule. Ozila zbadałlekarz, po czym Lena, Karim i Sami także weszli do sali i postanowiliśmypomęczyć trochę Mesuta swoją obecnością.

[Sasha]
- Co za kretyn z tego Mesuta. – jęknęłam siadając na kanapie. Zaraz miał tuprzyjść Mario. Nie, nie na randkę. Pomoc przy wieszaniu kilku obrazów.
- Witaj, piękna. – przywitał mnie z uśmiechem. Zaprosiłam go gestem ręki dośrodka.
- A więc gdzie masz te obrazy? – zaciekawił się.
- Może się najpiwer czegoś napisjesz? – zaproponowałam mu.
- Jeżeli masz, to poproszę wodę.
- Proszę. – postawiłam przed nim szklankę napełnioną do połowy i butelkę zwodą. Sama wolałam sok.
- Czuję, że te obrazy to tylko wymówka? – zaśmiał się Mario.
- A żebyś wiedział. – ja również szeroko się uśmiechnęłam.
- Słucham, co Cię trapi.
- Wszyscy. – odpowiedziałam u upiłam łyk soku.
- Dokładniej poproszę.
- Mesut w szpitalu, Lisa przy mężu… Ona się wypala w tym małżeństwie moimzdaniem. Nie okazuje tego, ale ja to wiem… Kiedyś była szczęśliwa. Odległośćrobi swoje. – uśmiechnęłam się smutno.
- A Ty jak z Siergiejem? Wyjeżdżacie gdzieś? – wypalił Gomez. Rozpłakałam sięna samą myśl o tym, że mnie zdradzał z jakąś blondyną, która jest dla niegoważniejsza.
- O jezu, Sasha, przepraszam, że Cię uraziłem. – usiadł bliżej mnie i mnieprzytulił. Trwaliśmy tak dość długo. Czułam, że znajomość z nim musi mieć ciągdalszy. Nie ważne jaki. Po prostu dalszy. Przy nim czułam się bezpieczna jaknigdy. Nawet przy Siergieju nie byłam tak szczęśliwa, jak w objęciach Mario.
- Przepraszam. Nie powinienem. – odsunął się ode mnie.
- Nic się nie stało. Po prostu zapomnijmy o tym. – uśmiechnęłam się.
- Mówiłaś coś o Lisie i Mesucie? – zmienił temat za co mu w myślachdziękowałam.
- Zostawiła kartkę i poleciała do Madrytu. Mesut miał wstrząs mózgu pozderzeniu z pacanem Khedirą i czekam na telefon od niej z dokładniejszą relacją.
- No to się porobiło. Oby mu tylko nic się nie stało.
- Niby wszystko w porządku, ale wiesz jak to jest. – uśmiechnęłam się słabo.
W tym momencie rozdzwonił się telefon Gomeza.
- Halo? – spytał do słuchawki.
- Cześć Mario! Co słychać? – usłyszałam znajomy głos Bastiego.
- Nic, u Sashy w domu jestem. – odpowiedział i puścił mi oczko.
- CO?! Co Ty u niej robisz?! – krzyknął, a ja cicho zachichotałam.
- Cicho siedź. – odłożył telefon od ucha – Mogliby wpaść? Czy idziemy do klubu?
- Co wy macie z tymi klubami?! – wkurzyłam się. Mario nie zrozumiał.
- Mogą wpaść. Przyda się towarzystwo. – promiennie się uśmiechnęłam, a panGomez wstał i dokończył rozmowę z przyjacielem. Miał wpaść tylko Schweinsteigeri Thomas. Taa jasne. Po piętnastu minutach zjawiła się cała elita Bayernu zLahmem na czele.
- Tylko Bastian i Thomas? – spojrzałam na Mario.
- Ja nic nie wiedziałem. – zaśmiał się.
- Daruj sobie. – uderzyłam go w klatkę piersiową trochę mocniej niż planowałam.
- Czujcie się jak u… – chciałam „przywitać” kolegów, ale Thomasmnie powstrzymał:
- Nie radzę kończyć, jeżeli chcesz, żeby ten dom został tu gdzie jest. -uśmiechnął się.
No tak, niczym w Madrycie. Nie można sobie wyobrazić wieczoru bez spotkaniatowarzyskiego. Nie powiem, podobało mi się. Można było poznać wszystkich zlepszej strony. Dochodziła 22:30, kiedy zaczął się lać alkohol. Miałam nie pić,ale im się nie odmawia. Z drugiej strony ja jedna, a ich cała masa. Chcąc niechcąc chwyciłam za kieliszek i oddałam się zabawie.

[Lisa]
Mesut zapewnił mnie że czuje się dobrze, także wróciłam do jego domu aby sięprzespać, a on został w szpitalu. Wszędzie panował bałagan, porozwalane ciuchy,nieumyte talerze. Złapałam się za głowę gdy to zobaczyłam. POstanowiłam jednakzadzwonić do Sashy, czy nie rozwaliła nam chałupy. Wykręciłam numer. Odebrała,a ja usłyszałam w tle śmiechy.
- Cieeeść! – krzyknęła. Pijana.
- Sashka znowu piłaś – roześmiałam się.
- Daj spokój biba jest ! – śmiała się.
- JAKA BIBA ?!- ożywiłam się.
- Mario chłopaków zaprosił i siedzimy tak sobie. – widać była w świetnymhumorze.
- Nie roznieście mieszkania z prochem okej ? Już jedno muszę sprzątać -chciałam się upewnić.
- Jasne. Ej jakie sprzątać, co sprzątać ? – dopytywała.
- Mesutowi muszę. Mieszkanie zapuszczone. – pokręciłąm głową.
- Lisa wypalasz się przy nim. Tylko sprzątasz i latasz na każdą jegozachciankę, a co on robi to nie wiesz. – odparła poważnie.
- Kocham go i mu ufam – poleciała po moim policzku łza.
- Ale czy on ciebie kocha ? – zapytała.
- Sash przestań proszę. – rozpłakałam się na dobre.
- Powinnaś się nad tym poważnie zastanowić. – trzymała swego.
- Muszę kończyć cześć. – rozłączyłam się szybko i rozpłakałam na dobre.Przyjaciółka miała dużo racji. Wypalałam się tylko i latałam na każdezachcianki Niemca, a nie miałam pewności czy on mnie zdradza. Opanowałam się pochwili i z czerwonymi oczami biegałam po domu i sprzątałam śmieci. Gdyogarnęłam kuchnię i salon płacząc przy tym ktoś zadzwonił do drzwi. Otworzyłamje.
- Dzień dobry Liso, chciałem się dowiedzieć co z Mesutem – zaszczycił mnieswoją obecnością Mourinho.
- Proszę. Pan wejdzie. – zaprosiłam go do środka. Dobrze, że sprzątnęłam, botak to by zastał śmieci i tylko śmieci. Gdy usiadł w salonie, podałam muszklankę z wodą i usiadłam przed nim.
- Jego stan jest już normalny. Musi zostać dwa dni na obserwacji, a potem musipoleżeć minimum 4 dni w łóżku. POtem kolejne badania i będzie wiadomo kiedywróci go gry – wytłumaczyłam mu.
- Jest ważnym graczem, potrzebuję go. – odparł.
- Tak, tak on o tym wie i aż rwie się do gry – uśmiechnęłam się przez łzy.Nastał czas milczenia. Uciążliwego milczenia. W końcu mój rozmówca postanowił ocoś zapytać. Kilka razy otwierał buzię, aż w końcu się odezwał.
- Dlaczego płaczesz ? Coś się stało ? – spytał.
- Nie. A właściwie to tak – ponownie płakałam.
- Mesut zapuszcza dom, ja przyjeżdżam na każde zawołanie, sprzątam mu i innetakie jak tylko tu jestem, ale nie mam pewności czy on mnie kocha. -postanowiłam się zwierzyć trenerowi mojego męża.
- Z doświadczenia poradzę ci szczerą rozmowę z nim. Powinno pomóc, ale musiszsię odważyć i postawić twarde warunki. – odparł twardo. Taki właśnie byłoMourinho. Nawet jeśli był zatroskany to mówił to z twardości w głosie. Pokrótkiej rozmowie pozęgnał się i wyszedł, a ja zostałam i kontnuowalamsprzątanie domu.



~*~*~*~

Fresa – A więc drogie robaczki jakoooś nam poszło to pisanie :Dpowiedzmy, że za tydzień/dwa pojawi się kolejny rozdział, ale wtedy z 2 na zapas musimy mieć. Wiadomo – szkoła. No nic, ja nie będę przynudzać tylko spadam uczyć się na kartkówki z niemca (ach te Landy) i reszty przedmiotów ;) 


magi091 – Natalka się jeszcze nie nauczyła że się nie zaczyna zdania od a więc ! ;p Dodajemy teraz, bo nie wiemy czy potem będziemy dodawać. Tym razem to ja nawalam, ale tydzień temu zmarł mi dziadek i mam na głównie przeróżne sprawy, a jeszcze szkoła, moje treningi, występy i inne takie. Jednak staram się pisać. Mam nadzieję, zę wam się roździał podoba. Mam na ten blog jeszcze dużo pomysłów i mam nadzieję, że dopiszemy go do końća. Martwi też ze nie dodajecie nic na maitasun? Co jest, nie podoba się wam ? Pozdrawiam.

Charper 2.


[ Sasha ]

Przebrałam się w szorty i luźną bluzkę i wyszłam na balkon. Siedział tam mąż.
- O czym myślisz? – zapytałam siadając obok na krześle. Długo musiałam czekać na odpowiedź.
- O nas.
- To znaczy?- spojrzałam na niego. Kilkudniowy zarost tylko dodawał mu lat.
- Pamiętasz, kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy?
- No…
Mecz Moskwa – Petersburg. Potem wpadłam na Ciebie pod szatnią…
- Tego wieczoru chciałem Cię odnaleźć. Może to lepiej… – zaśmiał się cicho.
- Osz ty. – uderzyłam go lekko w ramię.
- Chcę rozwodu. – wypalił nagle i cicho.
- Co?! – krzyknęłam.
- Chodź do domu. – pociągnął mnie.
- Czemu chcesz… rozwodu? – to słowo ledwo przechodziło mi przez gardło.
- Jesteś jeszcze młoda. Ułożysz sobie życie z młodszym.
- Ukrywasz coś. – zmrużyłam oczy.
- Masz kochankę!? – krzyknęłam. Nie było to pytanie. To było stwierdzenie.
- Jest w ciąży. – powiedział cicho i wyszedł. Zauważyłam kopertę zaadresowaną do mnie. „Pewnie napisał ją, kiedy brałam prysznic” pomyślałam i otworzyłam ją. Było to kilka linijek z informacją, że do 15 nie chce mnie widzieć.
- Idiota. – powiedziałam wkurzona. Chwyciłam torbę i telefon i wyszłam. Przy wejściu wpadłam na jakąś babę z wózkiem. Łzy same napłynęły mi do oczu.Wybigłam z tamtąd. Spacerkiem do mojego i Lisy mieszkania było około 20 minut.Ale kiedy drogę wydłuża się przez park, las itp… Przy drzwiach byłam po 17.Weszłam cicho, zdjęłam japonki i wyszłam na taras. Lisa zeszła po około godzinie. Nie zauważyła mnie, z tego co wywnioskowałam.
- Hej. – uśmiechnęłam się.
- O, cześć. – odwzajemniła uśmiech. Nalałam sobie soku do szklanki.
- Mesut gdzie?
- W Madrycie.
- To wszystko wyjaśnia. – zaśmiałam się.


[Lisa]

- Saaaashh ! Ja wychodzę – krzyknęłam i wyszłam z domu.Umówiłam się chyba z najnormalniejszym piłkarzem jakiego w ogóle poznałam w całym życiu. Tak, był normalniejszy niż Mesut. Znałam kilku chłopaków z Bayernu, ale szczerze mówiąc utrzymuję tylko kontakt z Gomezem który jest takim macho, że przy nim nawet Ronaldo wymięka. Ronaldo kiedyś, bo osobiście Crisa lubię i naprawdę nie jest już takim zarozumiałym dupkiem zmieniającym non stop dziewczyny. Irina go zmieniła. Co ta miłość z człowiekiem robi. Thomas to człowiek numer dwa. Jest na prawde normalny. Można z nim pogadać praktycznie o wszystkim, ale lubi dobrą zabawę. Jest młody niech się wyszaleje. Nie to co ten stary osioł Gomez co się opanowac nie umie. No i trzecią osobą, moim dzisiejszym kompanem jest Bastian Schweinsteiger. Przyjaciel idealny.Wyrozumiały, mądry, rozsądny. Jest z Sarą i są bardzo szczęśliwi. Chce się ustatkować i idealnie mnie rozumie. Nie chodzi o to, że nie lubi zabawy, lubi nawet bardzo, po prostu zna umiar i przede wszystkim jest dojrzały. W przeciwieństwie do pary kochanych idiotek Mario-Thomas. Mesut nigdy nie umie pojąć dlaczego nie dogadałam się z Neuerem z którym znaliśmy się za czasów Schalke. Ja po prostu nie umiem nawiązać z nim ludzkich kontaktów. Nie chodiz oto, ze go nie lubię, lubię go nawet, ale nie aż tka bardzo jak Gomeza, Mullerai Bastiana oczywiście. Jest tez w miarę normalny Holger, sympatyczny Toni Kros,odpowiedzialny Lahm i kilku innych. Osobiście jestem też fanką Holandii, więc poznanie Arjena Robbena było czymś fajnym. Może i na boisku jest samolubem, ale prywatnie na pewno nie ! Poznałam Robbena, a więc musiałam i poznać Ribery’ego.Jego szrama wcale nie jest straszna, a on jest człowiekiem w porządku. Boateng też jest w porządku. I wcale nikt nie odrzuca go dlatego, ze ma inny kolor skóry. Jak mnie denerwują rasiści ! Nie rozumiem ich po prostu ! Co im przeszkadza człowiek innego koloru skóry ?! Nie rozumiem tego i aż się we mnie gotuje jak widzę coś takiego.
- Cześć Basti – przywitałam się z pomocnikiem.
- No nareszcie ! – uśmiechnąl się.
- Cześć Lisa – pocałował mnie w policzek. Wsiedliśmy do jego samochodu.
- Mógłbyś mnie na chwilę podwieźć do agencji ? Oddam tylko projekty nowych sukienek i możemy jechać na tą kolację – puściłam mu oczko.
- Jasne. – nie widział w tym żadnego problemu. Podjechaliśmy więc pod agencję, szybko zaniosłam projekty, po czym znaleźliśmy się pod restauracją.
- Właściwie to czemu Sarah nie mogła przyjechać ? – spytałam gdy usiedliśmy już na miejsca.
- Jest w Mediolanie na sesji. – pokręcił głową. Gestem stwierdziłam, że rozumiem. Bardzo lubiłam Brander. Można było z nią porozmawiać o wszystkim. Czasami nawet reklamowała moje projekty.
- To o czym właściwie chciałaś pogadać ? – zapytał.
- Mam problemy z Mesutem. – skrzywiłam się.
- Dobra, to powiesz jak zjemy – wyszczerzył się. Zjedliśmy kolację i teraz zabraliśmy się za rozmowę. Opowiedziałam mu o wszystkich problemach mnie trapiących, a on starał się mi pomóc. Powiedział, że na to niema szczególnej recepty. Do póki Mesut jest młody, będzie chciał grać w takim wielkim klubie jakim jest Real Madryt.
- Ostatnio się upił. Wkurzył mnie strasznie i zostawiłam go w dyskotece z Gomezem bajerującym jakieś lale. Thomas za mną wyleciał i odprowadził do domu. – powiedziałam ze spuszczoną głową. Bastian właśnie popijał sok i się zakrztusił.
- Jak to z toba był ?- przeraził się.
- Ej, Bastian ! Nic się między nami nie wydarzyło –spojrzałam na niego ze zmrużonymi oczami.
- Tak, tak. Przepraszam. – przeprosił mnie i posłał mi uśmiech. Nie chcąc roztrząsąc dalej tej dziwnej sytuacji rozmawialiśmy o innych rzeczach. O sezonie, lidze mistrzów, pucharze Niemiec i ogólnie o sporcie. Była końcówka listopada.
- O żesz ! Niedługo Święta ! – ocknęlam się nagle.
- Spędzasz je z Mesutem ? – musiał zadać mi to pytanie Bastian.
- Nie wiem czy znajdzie dla mnie czas. – wywróciłam oczami.(Na potrzeby opowiadania Meust jest innej wiary dop.aut.)
- Daj spokój w końcu to święta ! Może dostanie kilka dni wolnego, żeby przyjechać do rodziny. – oburzył się.
- Bastian, ja już nie wiem czy mu nawet na tej rodzinie zależy. Przepraszam cię, ale źle się czuję. Coś mi musiało zaszkodzić.Odwieziesz mnie do domu ? – wstalam z miejsca. Bastian oczywiście się zgodził,bo był dobrze wychowany i w ciszy wyszliśmy z restauracji. Wiedziałam, że tylko kilku chłopaków było tej wiary co ja i obchodziliśmy różne święta. Gdy spojrzałam na park naprzeciw restauracji, zobaczyłam na ławce Siergieja całującego jakąś babę. Na pewno nie była to Sasha. Trąciłam Bastiana szepcząc mu coś do ucha.Przyjrzałam się facetowi. Tak to on.
- Siergiej do jasnej cholery co ty wyprawiasz ?! – krzyknęlam na neigo. Dziewczyna odskoczyła od niego natychmiast.
- Lisa ? Sasha ci nie mówiła ? – jąkał się.
- Ty pieprzony idioto ! Jak możesz ją zdradzać. Nie masz wogóle uczuć ty debilu ! Jesteś jakimś palantem kompletnym ! – okłądałam go torebką po ciele.
- Lisa opanuj się – wstał z miejsca, a Bastian mnie trzymał,choć nie wiedział za bardzo co się dzieje.
- Rozwodzimy się z Sashą, będę miał dziecko z inną. –spuścił głowę.
- Dupek kompletny ! Nie mam słów na ciebie, kurwa mać ! –krzyczałam. Schweinsteiger zachował powagę i natychmiast odciągnął mnie z tamtego miejsca. Zapakował do samochodu i zawiózł do domu.
- A ja myślałam, zę to Mesut jest tym pieproznym idiotą. –pokręicłam głową z dezaprobatą.
- Boję się ciebie, naprawdę. Nie rób tak więcej. – lekko zaśmiał się Niemiec, ale zachował potem powagę sytuacji i odwiózł mnie do domu.Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. W salonie siedziała Sasha.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś ?! – spytałam z pretensją.Nie odpowiedziała…

[Sasha]
- Dlaczego mi nie powiedziałaś?! – Lisa prawie krzyknęła. Stała kilka minut w tej samej pozycji, a ja tępo wpatrywałam się w blat stołu. Miala już iść na górę, kiedy się odezwałam.
- Przepr… – powiedziałam cicho, ale ona znowu przerwała.
- Piłaś. – bardziej stwierdziła niż zapytała.
Mogłam schować t butelki po winie, pomyślałam.
- Sasha! Oprzytomnij! Przejrzyj na oczy… Nie był Ciebie wart. Nie pozwole Ci się stoczyć na dno.
- Okej, skoro nie chcesz gadać, to nie. Ale jak tylko będziesz chciala się zwierzyć, wiesz który to mój pokój. – dodała po chwili cicho i wyszła na górę.W tym samym momencie ja się rozpłakałam. Podeszłam do barku i wyjęłam butelkę hiszpańskiego wina. Wypiłam od razu z butelki. Zakręciło mi się w głowie, ale tylko przez moment. Po wypiciu jednej butelki przyszła kolej na następną. I następną.
Rano obudziłam się z potwornym bólem głowy. Zeszłam na dół, ale Lisa jeszcze nie wstała. Zaparzyłam wodę na kawę i przygotowałam omlety. Przyjaciółka zeszła w momencie, kiedy przekładałam je na talerz.
- O, jakie piękne zapachy. – powiedziała Lisa.
- Hej. – powiedziałam cicho i usiadłam do stołu. Wzięłam jednego i zaczęłam kroić. Lis usiadła obok i też zajęła się jedzeniem śniadania.
- Dzisiaj mnie nie będzie. Nagrywamy tą debiutancą piosenkę. – powiedziałam po chwili.
- Oo, zanuć ją – uśmiechnęła się Lisa, a ja, no cóż, nie miałam wyboru.
Znam jedno takie miejsce na parkingu tuż za rogiem
W pół mroku i zawsze po zmroku parują szyby.
I nikt o niczym nie wie,
Nikt nie pyta o Twoje imię.
Zaspokajając swoje żądze kupujesz miłość za pieniądze.
Nigdy nie będę twoja x3
Zapominam więc o wszystkim co zdarzyło się.
Nigdy nie będę twoja x3
Zapominam więc o wszystkim co zdarzyło się.
Znam jedno takie miejsce, gdzie codziennie pada deszcz
I choć mam do kogo wracać czasem możesz mnie tu spotkać.
I nikt o niczym nie wie,
Nikt nie pyta o Twoje imię.
Zaspokajając swoje żądze kupujesz miłość za pieniądze.
Nigdy nie będę twoja
Nigdy nie będę twoja
Nigdy nie będę twoja
Zapominam więc o wszystkim co zdarzyło się.
Nigdy nie będę twoja
Nigdy nie będę twoja
Nigdy nie będę twoja
Zapominam więc o wszystkim co zdarzyło się.
Twoja…
Nigdy
Nigdy
Nigdy
Nigdy
Nigdy nie będę twoja
Nigdy nie będę twoja
Nigdy nie będę twoja
Zapominam więc o wszystkim co zdarzyło się.
Nigdy nie będę twoja
Nigdy nie będę twoja
Nigdy nie będę twoja
Zapominam więc o wszystkim co zdarzyło się.
- Och, jestem pod wrażeniem. – powiedział jakiś głos za mną. Okazało się, że był to Bastian.
- O nie… – jęknęłam.
- Brawo. Serio masz talent. – uśmiechnęła się Lisa.
- Zaprosiłam Bastiana, żeby zapoznał Cię z chłopakami. Chyba nie znasz wszyskich… – mrugnęła porozumiewawczo do chłopaka.
- Co wy kombinujecie?
- Idziemy dzisiaj do klubu. Ty, siostra i większość chłopaków z klubu. -odpowiedział szybko Niemiec.
- Nie.
- Tak.
- Nie.
- Tak.
- Nie.
- Tak.
- Nie.
- Nie.
- Tak.
- Widzisz! Idziemy. – zapiszczał jak baba Basti, na co z przyjaciółką wybuchnęłyśmy śmiechem.
- Doooooobra. – powiedziałam. Nie umiałam odmawiać, a musiałam się rozerwać.
- Przełożyłam to Twoje nagrywanie płyty. – powiedziała po chwili Lisa. W normalnych okolicznościach bym ją zabiła, ale teraz byłam jej wdzięczna.
- Która godzina?
- Za dwadzieścia dwunasta.
- Idę na spacer.
- Nie. Zostajesz i się relaksujesz. Ja posprzątam.
- Kocham Cię normalnie. – uśmiechnęłam się.
- Ile razy już to słyszałam… – odpowiedziała i się przytuliła.


[Lisa]

Czas imprezy powoli się zbliżał. Wystroiłam Sashę na bóstwo.Jest już przecież prawie singielką, musi szybko zapomnieć o tym idiocie z Rosji. Już ja i Basti tego dopilnujemy. Sama ubrałam się skromnie. Założyłam czarne leginsy do kostek, a do tego srebrną tunikę na ramiączka.
- Muszę tam iść ? – spytała.
- Tak musisz tam iść. Niech ten idiota nie myśli że cię zranił. – pociagnęlam ją za rękę. Sama teraz byłam zdołowana stanem mojego związku z Mesutem,a le nie mogłam tego okazywać przy Sashy bo dziewczyna ma większe problemy niż ja. U niej to już jest fakt. Rozwodzą się, a ja z Mesutem nadal jesteśmy małżeństwem. Wyszłyśmy przed mieszkanie i od razu ujrzałam samochód Bastiana. Siedział w a z nim Sarah. Na widok dziewczyny uśmiechnęłamsię szeroko i wyściskałam ją. Wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy do klubu.Weszliśmy do klubu. Państwo Schweinsteiger uśmiechnięci, ja zadowolona, a Sasha z miną zbitego psa. Spojrzałam na nią błagalnie. Uniosła głowę do góry, wypięła piersi, uśiechnęla się i weszła za mną. Weszliśmy do zamówionej loży. Siedział tam Neuer z dziewczyną, Lahm z żoną, Robben z żoną, Kross z dziewczyną,Badstuber, Boateng z dziewczyną i Gomez z Mullerem, albo Muller z Gomezem jak kto woli. Przywitałam się ze wszystkimi i przedstawiłam im Sashę. Póki co znałją tylko Bastian, ponieważ najczęściej u mnie był. Zajęłam miejsce obok Thomasa i Sashy.
- Szkoda że nie ma Mesuta ! – odparł Neuer.
-Ta, szkoda. – burknęłam. Odkręciłam głowę, ale kątem oka widziałam Bastiana robiącego miny do Manuela, żeby ten nie wspominał tematu młodego Niemca. Po drętwej chwili wszyscy powędrowali na parkiet. Badstuber zaprosił do tańca Sashę, wszyscy tańczyli z partnerkami, Gomez zakręcił się obok jakiejś laski, a Muller poszedł do baru. Zostałam w loży sama. Schowałam twarz w dłonie.
- Jebany Mesut… –wychrypiałam.
- Siedzę i się zadręczam, myślę o nim, a on teraz na pewno dobrze się bawi w Madrycie. – prychnęłam cicho.
- Nie martw się. – nagle wyrósł przy mnie Thomas i objął ramieniem.
- Jak mam się kurwa nie martwić? Związek nam się psuje… –oburzyłąm się.
- Jesteś teraz na imprezie. Więc baw się, nie zadręczaj.Może Mesut nie jest tego wart ? – odparł. Spojrzałam na niego jak na idiotę,ale poczułam że chłopak ma rację, i tamta mina zmieniła się w uśmiech.Pociągnąl mnie za rękę na parkiet. Poleciała z głośników jakaś szybka piosenka.Złapał mnie za dłonie, potem zaczął okręcać i śpiewać do mnie. Zaśmiałam się tylko głośno i oddałam się tańcu. Po jednym, były następne i za jakieś 30 minut wróciliśmy do loży. Siedział tam Holger który kokietował Sashę, a ta śmiała sięjak idiotka.
- Holger kurwa, już ją upiłeś ?! – krzyknęlam na niego.
- Ciiii ! – przyłożyła mi palec do ust Sasha. Spojrzałam nanią błagalnie.
- Daj spokój zajmę się nią przecież. – oburzył się.
- Właśnie widzę jak się nią zajmujesz. – spojrzał na niego zupełnie trzeźwy Thomas. Dziękuję Bogu, za to że Muller postanowił nic nie odpierdalać na tej dyskotece i mi pomagać.
- Damy sobie radę ! – zapewniła mnie Rosjanka i wyszczerzyła się. Holger także się zaśmiał więc postanowiłam nic nie mówić. Gomez podszedł do nas z jakąś panienką. Spojrzałam na niego krzywo. Powiedział coś na ucho Holgerowi. Ten spojrzał się na kobietę i odszedł z nią na parkiet, a Gomez zajął miejsce Badstubera.
- Jesteście obrzydliwi – powiedziałam do Mario i Holgera którego już tu nie było.
- Cześć Sashka, co tu taka sama siedzisz ? – poruszył brwiami Mario.
- Nie waż si…. – chciałam mu pogrozić palcem, ale Muller pociągnął mnie na parkiet.
- Co. Ty. Wypraaawiasz ?! – spytałam.
- Daj spokój. ona jest dorosła. – wywrócił oczami.
- ALE PIJANA ! – krzyknęłam.
- Gomez jej nic nie zrobi. Przyjaźnisz się z nim, nie będzie tego robił wbrew twojej woli. – odpowiedział.
- Chciała bym w to wierzyć… – mruknęłam. Jako że nie miałam ochoty tańczyć, poszliśmy z Thomasem do baru. Wypiłam dwa drinki, pogadaliśmy, śmieliśmy się i świetnie bawiliśmy. Gdy zmierzaliśmy do loży w której siedzieli Holger i Lahm z żoną, zauważyłam kątem oka, jak Mario i Sasha wychodzą z klubu.
- Gdzie oni poszli ? -spytałam Phillipa gdy doszliśmy.
- Nie wiem, po prostu pożegnali się i wyszli. – odpowiedział.
- Chyba żartujesz ? – ożywiłam się. Wyleciałam jak najszybciej z klubu, w tunice na ramiączka choć był grudzień. Rozejrzałam się, ale ich nigdzie nie było. Wróciłam zdenerwowana do klubu, zabrałam swoją kurtkę i podeszłam do stolika.
- Nie pozwolę, żeby on się z nią przespał. – warknęłam.
- Mam z tobą jechać ? – spytał Bastian.
- Ja pojadę. Zostań z Sarah i się sobą nacieszcie – wstał Muller. Ździwiłam się, że postanowił zrezygnować z imprezy żeby mi pomóc, ale zgodziłam się.
- Jesteś moim najlepszym przyjacielem i dlatego cę tam nie wezmę. Musisz spędzić ten czas z Sarah. Thom ma rację. – uśmiechnęłam się do pomocnika i pożegnałam z wszystkimi.  Złapaliśmy pierwszą lepszą taksówkę i pojechaliśmy do domu Gomeza. Waliłam ile sił w drzwi ale nikt nie otwierał.
- Daj spokój – odciągnął mnie od nich. Następnie znowu wsiedliśmy do taksówki i jechaliśmy do mojego i Sash mieszkania. Dzwoniłam po drodze i do niej i do Mario, ale nikt nie odbierał. Zrezygnowana, wsadziłam klucz do drzwi. Gdy chciałam przekręcić, okazało się, że drzwi są otwarte. Wpadłam do mieszkania z furią. Zobaczyłam w salonie Sashę leżącą w łóżku i przykrytą kocem, a obok siedzącego Gomeza.
- TY PERFIDNY WYKORZ… ! – krzyknęłam, ale Mario podbiegł i zatkał mi usta.
- Przed chwilą zasnęła, nie budź jej. Nic jej nie zrobiłem. Nie bawię się w akcje z laskami po pijaku. – odparł, a ja odetchnęłam z ulgą. Gomez wszystko mi wytłumaczył, a Thomas patrzył się tylko na mnie kręcąc głową,
- Mówiłem. – odparł dumny z siebie.
- Ty nie bądź taki dumny Muller. – spiorunowałam go wzrokiem. Chłopaki pożegnali się ze mną i wyszli  z domu. Zamknęłam za nimi drzwi, wzięłam prysznic i położyłam się spać…
                                                          

  *-*-*-*

Fresa – Nie było nas 3 miesiące. Za wszystko przepraszamy i bierzemy na siebie. Co do reszty to magi09 będzie taka dobra i wyjaśni ? :* Roździał mi się podoba. Nawet bardzo. Nawet moje części co mnie zadziwia. Odpoczęłam i wracam że świeżą energią na start. Myślę że nikogo już nie zawiedziemy i następny roździał pojawi się jak najszybciej. Być może w wakacje, bądź w pierwszym tygodniu września. Pozdrawiam :*
Magi091 – Wybaczcie tak długą przerwę, nie chcę obarczać tym Natalkę, bo to w niczym nie pomoże. Dziewczyna miała duże problemy z weną, a czegoś beznadziejnego nei chciałyśmy tu dodawać. Świetnie ją rozumiem i nie będę jej tego wypominać. Roździał jest długi i nawet mi się podoba. Mowę Natalki przepisywałam z telefonu bo mi napisała smsem hahah. Widać, ciągłe wyjazdy i inne takie. Przepraszam jeśli są jakieś błędy w roździale. Pozdrawiam i jeszcze raz przepraszam za nieobecność :*
Na koniec wiadomość od Natalki. Jest zachwycona stratą Realu do Barcy (ahh ta zapalona cule) no i obie cieszymy się bardzo z dobrego startu Bayernu w lidze niemieckiej ;)

Charper Erste.

[Lisa]

Założyłam okulary przeciw słoneczne i stanęłam przed domemswojego męża. Zapukałam, a on otworzył mi drzwi ucieszony.
- Cześć kochanie – przywitał się i pocałował mnie w usta.
- Stęskniłam się – powiedziałam między pocałunkami.Weszliśmy do środka, a tam siedział Ronaldo i Khedira.
- Mhh… – wyrwałam się mężowi z objęć.
- Cześć – przywitałam się z chłopakami pocałunkiem wpoliczek.
- To może nie będziemy przeszkadzać – wyszczerzył sięCristiano. Zaśmiałam się.
- Czyli w Realu wszystko po staremu – pokręciłam głową zuśmiechem.
- W niedzielę w nocy wyjeżdżasz ? – spytał Sami.
- W poniedziałek rano. – puściłam mu oczko.
- Aaa. – pokiwał głową.
- I tak przyjechałam na dłużej bo od czwartku. Zawszeprzyjeżdżam w piątki. – przytuliłam Mesuta.
- No właśnie… Mesut baaardzo tęsknił. Więc już was zostawimy – puścił mi oczko Ronaldo ipociągnął Samiego.
- Pa – pomachał nam i wyszedł z domu. Spojrzałam na Ozila.
- To co robimy ? – spytał. Przymrużyłam jedno oko.
- Chciałam z tobą poważnie porozmawiać. I chcę już dziś.Dużo o tym myślałam… – zaczęłam i wyszłam na taras. Była godzina 18.37 asłońce powoli zachodziło.
- Tylko mi nie mów, że chcesz złożyć papiery rozwodowe. –popatrzył na mnie zrozpaczony i ździwiony.
- Boże broń… ! – zaczęłam.
- Jasne, że nie ! – dodałam po chwili.
- To dobrze – odetchnął z ulgą.
- Już się bałem… nie umiem żyć bez ciebie – uśmiechnął sięi mnie pocałował w usta. Pokazałam mu, że chcę zacząć mówić, wiec mi pozwolił.
- Znamy się od dziecka. Gdy mieliśmy po 16 lat, ty akurat 15lat, poczuliśmy coś do siebie i związaliśmy się. Nasi rodzice znali się oddawna, wychowywaliśmy się razem. Potem byliśmy ze sobą przez 4 lata izdecydowaliśmy się na ślub. Co prawda byliśmy w bardzo młodym wieku. Ty miałeś19 lat, a ja 20 lat. Byliśmy jednak pewni,ze przetrwamy i takim oto sposobemjesteśmy ze sobą 7 lat. Od dziecka chciałeś być piłkarzem i nim zostałeś.Wiedziałam w co się pakuję gdy za ciebie wychodziłam. Przeprowadziłam się ztobą do Bremy i mieszkaliśmy tam razem, ale wtedy pojawiłą się propozycjaRealu. Nie mogłeś jej odrzucić i rozumiem cię. I wtedy nastąpił ten najgłupszymoment. Przychodziły listy z pogróżkami, że zginę jeśli nie zapłaciszodpowiedniej kwoty. Były one i w Bremie i w Gelsenkirchen. Nie miałam co z sobązrobić, a przecież nie chciałąm wyjeżdżać do Madrytu. Nie znam języka, ludzi, apracę miałam w niemczech, gdzie wszystkim podobały się moje projekty. Wtedypowiedziałeś, żebym wyprowadziła się do Monachium, tam będę bezpieczna. I takteż się stało. Poznałeś mnie z kilkoma chłopakami, poznałam Sashę,zaprzyjaźniłam się z nią i mieszkamy razem. Przywiązałam się już do Monachium,a do Madrytu nadal nie cchę się przeprowadzać. Boję się, że znowu ktoś będziemi groził. Boję się jeździć do domu, tylko w Monachium czuję się bezpieczna inie wiem dlaczego. Więc Mesut wybacz, ale musimy jeszcze wytrzymać te jakieś 10lat. Zakończysz karierę, wrócisz do niemiec i będzie jak dawniej. Będę starałasię poświęcać jeśli będziesz tego chciał, ale ty też się czasami poświęć. W każdyweekend będę w Madrycie. A jak nie w weekend to jestem w tygodniu, zależy czyidę na mecz Bayernu. Ale zawsze jestem i doceń to. – zakończyłam swoją długaśnąmowę. Spojrzał na mnie.
- Przypomniałaś mi teraz całe moje życie i tojak bardzo ciękocham. – przytulił mnie.
- Jeśli ma ci tak być lepiej to dobrze. Ale wiedz, żetęsknię zawsze i nie mogę się doczekać każdej twojej wizyty. – pocałował mnie wczoło.
- Będę się starała przynajmiej raz na miesiąc przyjechać nacały tydzień, jeśli będzie to możliwe. – obiecałam.
- Dobrze, to jeszcze lepiej. – uśmiechnął się.
- Czyli wszystko wyjaśnione ? – spytał.
- Tak – odrzekłam.
- A co jak będziemy chcieli dziecka ? – podrapał się pogłowie.
- Nie gadajmy o tym teraz, przyjechałam, nacieszmy sięsobą… – wytknęłam język i pociągnęłam go do domu.

[Sasha]
Lisa wyjechała do Madrytu, Siergiej do Rosji, więc ja ruszyłam do ciotki doBerlina. Mimo, że jest to spory kawałek postanowiłam udać się samochodem. Zarazmiałam wyjechać z Monachium. Zostało tylko jedno skrzyżowanie . Ruszyłam nazielonym świetle i chciałam skręcić w prawo, ale akurat z tej strony jechałorozpędzone do granic możliwości czarne BMW. Nie mogłam już nic zrobić. Anizachamować, ani skręcić. BMW z hukiem wjechało w mój samochód.
- Kurwa! – krzyknęłam. Samochód w tym samym momencie wyleciał z drogi wpadającdo jednego z większych rowów. Kiedy samochód dachował, lusterko, które było,jak widać niestabilnie przykręcone oderwało się i uderzyło mnie w głowę.Ostatnie co pamiętam to rozbijana szyba, krew i straszny ból.
*
- Co z nią? – zapytał znajomy głos.
- Narazie jest w śpiączce, ale niedługo powinniśmy ją wybudzać. Uszkodzeniagłowy wyglądały na poważne, ale to tylko lekkie wstrząśnienie mózgu. -odpowiedział ‘ktoś’ a po chwili, poznając dźwięki, wyszedł z pomieszczenia.
Druga osoba usiadła obok łóżka i chwyciła mnie za rękę. Wszędzie rozpoznam tedłonie. Siergiej. Zamrugałam i lekko uchyliłam oczy.
- Długo tu jestem? – zapytałam słabym głosem.
- 2 dni, ale cicho. – powiedział i przyłożył palec do ust.
- Siergiej… Na prawdę to nie była moja wina… – mówiłam z zamkniętymioczami.
- Wiem, kochanie, wiem.
- Lisa jeszcze o niczym nie wie. Nie mogłem się do niej… – dopowiedział, aleja już nie słyszałam reszty. Ostatnie co słyszałam to ___(maszyna co wydajepip)  wydającą przedłużone „piiiiiip” i wbiegających lekarzy.


[Lisa]

Była sobota wieczór. Wróciliśmy z Mesutem z meczu, któryrozgrywał na Santiago Bernabeu. Podłączyłam od razu telefon do ładowania, bo podrodze kupiliśmy ładowarkę. Jak się okazało, cudowna pani Lisa zapomniała wziąćjej z domu, a telefon się jej rozładował. Podłączyłam telefon i włączyłam go.20 nieodebranych połączej od Siergiej.
- O żesz. 20 nieodebranych od Siergieja – zaśmiałam się doMesuta, lecz gdy przeczytałam wiadomość mina mi zrzędła.

Sasha jest w szpitalu. Miaławypadek gdy jechała do Berlina. Proszę cię, przyjedź.

- Matko Boska Mesut !! –krzyknęłam i złapałam się za twarz.
- Muszę jechać ! – przeraziłamsię. Chłopak wziął ode mnie telefon i przeczytał wiadomość.
- Jade z tobą. – zapewnił.
- Mesut, ale ty masz mecz wsobotę ! – krzyknęłam.
- Mam mecze co tydzień. Jutromamy wolne, a jak mnie nie będzie i we wtorek to może nic się nie stanie.Zadzwonię do trenera, Ty się nie denerwuj na zapas bo to ci szkodzi. – posadziłmnie w salonie. Za jakieś 10 minut dostałam także kubek mięty, a chłopak latałpo domu pakując mnie, siebie i dzwoniąc do Mourinho. Wyrobił się chyba w 30minut, po czym znaleźliśmy się w ułamku sekundy na lotnisku.
- Są jeszcze jakieś bilety do Monachium? – spytał.
- Jeden. – odparła pracownicalotniska.
- Kurde. Mi są potrzebne dwa…Dobrze wezmę ten jeden. – pokręcił głową i kupił go.
- Ale widzi pan tamtego pana ?Kupił przed chwilą, może panu odsprzeda. – uśmiechnęła się. Pociagnął mnie za rękędo tego kolesia i zaczął z nim żywą rozmowę. Okazało się, że facet jest megakibicem Realu, jest z Berlina, uwielbia Mesuta i Samiego i obojętne mu czypoleci dziś czy jutro. Ozil odkupił od niego bilet, ale nie obyło się bezrozmów i zdjęć. Gadali tak i gadali, aż w końcu upłynęła godzina, którąmusieliśmy zaczekać. Przeszliśmy szybko odprawę i zasiedliśmy w samolocie.Zdenerwowana nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić, pukałam w szybę, ściskałamrękę Niemca i robiłam nerwowe miny. W końcu wylądowaliśmy i jak najszybciejdotarliśy do szpitala po drodze zostawiając bagaże w domu. Na korytarzuspotkaliśmy Siergieja. Miał schowaną głowę w dłoniach.
- Cześć – cmoknęlam go wpoliczek.
- Cześć – zrobił to samo, a potemuścisnęli sobie ręce z Mesutem.
- Co się stało, opowiadaj.. –poklepałam go. Streścił mi całą historię tego wypadku. Ahh ta Sasha. Mogła sięnie ruszać z domu, ale nie. Ona zawsze musi coś robić, bo nie wysiedzi.
- Czemu nie możemy teraz do niejwejść ? – zapytał Ozil.
- Rozległ się pisk z maszyn ilekarze wbiegli, coś tam robią, ale sytuacja opanowana. Pielęgniarka mówiła…– mówił cicho. W ogóle był strasznie cichy, przygnębiony i smutny. Wcale się munie dziwię.  Po chwili z sali wyszedłlekarz.
- Dzień dobry ? Mogę wejść doSaschy ? – spytałam go.
- Niech państwo idą do domu i sięprześpią. A szczególnie pan, bo strasznie pan wygląda. Pani Sasha jest jeszczeza słaba, żeby przyjmować gości całym dniem. Przykro mi, ale dziś odiwedzinynie są już wskazane. – zrobił przepraszający gest i wyszedł.
- Zajebiście. Leciałam jakidiotka z Madrytu, tylko po to, żeby dowiedzieć się, że nie mogę już do niejwejść. – kopnęłam krzesełko. Mesut mnie pocałował i objął.
- Siergiej ty gdzie nocujesz ? –zapytałam go.
- Mam pokój w hotelu… – odparł.
- Na pewno nie chcesz iść z namido domu ? – dopytywałam.
- Nie, dzięki. Z hotelu mam nawetbliżej, dojdę na piechotę.. Ale dzięki za troskę. Idźcie już, ja chwilęposiedzę i też pójdę – zapewnił. Mruknęłam ‘okej’ i wyszłam ze szpitala zMesutem. Szliśmy objęci w stronę domu.
- Dlaczego mnie nie było wtedygdy mnie potrzebowała ? Nie mogę sobie tego wybaczyć. – mruknęłam. Mążpocałował mnie w czoło.
- Nie martw się. Znając ją, aznam ją dobrze, to uwierz, że jest silna i z tego wyjdzie. – pocieszył mnie.
- Oby.. – pokręciłam głową.
- Musisz wyluzować, bo sama sięjeszcze chorób psychicznych nabawisz. – zaśmiał się. Weszliśmy do domu.Walnęłam się na kanapę i rozmasowałam przemęczone stopy.
- Która godzina ? – krzyknęłam doMesuta, który od razu poszedł do kuchni.
- 19.42 – odkrzyknął z pełnymiustami.
- Błyskawicznie mi minąl tendzień… – powiedziałam.
- Mi też. – usiadł koło mnie iwytarł twarz po jedzeniu.
- Wybacz, że cie głodzę, ale niemam teraz siły gotować. Muszę chwile poleżeć – pokręciłam głową. Tak też sięstało i po odpoczęciu, zrobiłam nam kolację. Obejrzeliśmy też film i wszystkobyło by pięknie gdyby nie telefon Mesuta.
- Gomez ? Sto lat się niewiedzieliśmy ! – krzyknął do słuchawki.
- Zaczyna się – burknęłam. Ozilwywrócił oczami i wyszedł z pokoju. Minęło chyba 15 minut, a on ucieszonywrócił.
-  Zbieraj się idziemy na piwo z Mullerem i Gomezem. – powiedział domnie.
- Moja najlepsza przyjaciółkależy w szpitalu, ja jestem padnięta, a ty mi każesz iść na piwo z parązidiociałych piłkarzy, którzy, jak chodzą plotki w Monachium, są parą gei ? Niedzięki, już byłam z nimi w tym miesiącu na imprezie i źle to się skończyło. –burknęłam.
- Wrzuć na luz. ! – oburzył się.Przyznam, że się we mnie zagotowało.
- Nie potrzebnie mnie z nimipoznałeś. Z nimi i z resztą tych popapranych niemców z Bayernu i reprezentacji.Ale oczywiście, uważałeś, ze nie umiem sobie znaleść znajomych i będę tusamotna… – odparłam.
- Nie gadaj tylko wstawaj iidziemy. – pociagnął mnie rękę, co w ostateczności spowodowało mój upadek naziemię.
- Mówiłam, że nie mam ochoty. –odrzekłam.
- Lisa co się dzieje ? Nigdy takanie byłaś ! – spojrzał na mnie zły.
- Przejmuję się Sashą! Jakby tosię tobie coś stało też bym się tak zachowywała. – powiedziałam i zła, poszłamdo łazienki. Umyłam twarz zimną wodą i usiadłam na podłodze. Nie poznajęwłasnego męża. Jest zupełnie innym człowiekiem niż wcześniej. Madryt gozmienił. Nawet bardzo. I nie mówię tu o chłopakach, którzy są naprawdęsympatyczni. Wszedł do łazienki.
- Proszę cię. Obiecuję, tylkojedno piwo. Sama też powinnaś coś wypić, a na pewno się odstresujesz. Jakbędziesz chciała to mów i od razu wrócimy – spojrzał na mnie błagalnie. Po 10minutowych namowach w końcu uległam. Nie wiem co, ale Mesut ma coś w sobie ichyba dlatego został moim mężem. O godzinie 21:00 siedziałam już z mężem wklubie, a po chwili pojawili się Mario i Thomas. Przywitałam się z nimpocałunkiem w policzek, po czym zamówili sobie piwo, a mi, na moją prośbę,soczek pomarańczowy…

**

Spojrzałam na zegarek którywybijał godzinę 23:30. Mesut był kompletnie pijany, Mario i Thomas wyrwalisobie dwie blondyny, a ja nie miałam zamiaru więcej tu siedzieć. Obiecywał, żenic nie wypije, a skończyło się na tym, że jest kompletnie wstawiony, Mariojeszcze zachowuje jakiś poziom, a Muller wygląda jakby właśnie przyjechałwypoczęty z wakacji. Alkohol zawsze wpływał na niego dziwnie. Ale tylko wmałych dawkach. Głowę to on miał mocną.
- Mesut idziemy – trąciłamchłopaka.
- Chcę do domu – dodałam. Onjednak totalnie mnie olał i wdał się w dyskusję, z zupełnie pijaną ‘dziunią’Gomeza. Zdenerwowałam się i wstałam od stolika wychodząc z klubu. Ruszyłam napobliski postój taksówek znajdujący się jakieś 40 metrów od klubu.
- Lisa czekaj ! – słyszałam zasobą i nie było to krzyk Mesuta. Obejrzałam się i zobaczyłam biegnącego za mnąMullera. No tak, przecież Ozil w tym stanie nawet chodzić nie może, a codopiero biegać.
- Co się stało ? – spytał.
- Hmm.. Jedyny trzeźwy. –uśmiechnęlam się lekko.
- Nie przejmuj się Mesutem. Onwariuje bez ciebie w tym Madrycie, musiał odreagować. Powiedz co się stało.. –poprosił.
- Sasha leży w szpitalu, miałąwypadek. A on nie dość, że zmusił mnie do tego spotkania to jeszcze się upił. Aobiecywał. I obiecywał poprawę w naszym związku, a wali się jeszcze bardziej.Ja już tka nie chcę – rozpłakałam się.
- Ej.. nie martw się. Będziedobrze.  – pocieszył mnie. Chociaż wsumie takie pocieszenie to usłyszę wszędzie. Uwziął się jednak, że odprowadzimnie pod same drzwi. Pojechaliśmy taksówką, a on usypiał na siedząco. Niemiałam siły go targać dalej więc zaporonowałam mu wygodną kanapę. Jak siępołożył, tak od razu zasnął, a ja poszłam w jego ślady. Mesut klamkę pocałuje ito będzie jedyne na co zasłużył. Pójdzie spać sobie do Mario czy innego kolegi.Chyba, że już zajął się towarszyszką Mario, a Gomez towarzyszką Mullera…

[Sasha]
Otworzyłam oczy około 4 nad ranem. Olałam to jednak i zasnęłam ponownie. Niepamiętałam wszystkiego. Rano ponownie obudziłam się i zobaczyłam, chyba jednegoz lekarzy.
- O, dzień dobry pani Sasho. – uśmiechnął się, a ja odwzajemniłam gest.
- Już się lepiej pani czuje?
- Tak. Zdecydowanie. – odpowiedziałam mu zgodnie z prawdą.
- Miała pani wczoraj gości. – powiedział już przy wyjściu.
- Kogo? – odwróciłam głowę w jego stronę.
- Pani Lisa i jej mąż. To mi wiadome. – uśmiechnął się i wyszedł. Westchnęłamgłośno. Po chwili do pokoju weszła pielęgniarka zapowiadając kolejnego gościa,a za nią stał Sergiej.
- Cześć. – przywitał mnie pocałunkiem w usta.
- Hej.
- Już dobrze? – usiadł na krzesełku obok łóżka.
- Taa. – mruknęłam.
Przegadałam z mężem około 2 godzin. Potem przyszedli lekarze zrobić badaniaitp. i powiedzieli, że jeżeli wszystko będzie ok, to jutro bądź pojutrze będęmogła wyjść. Nareszcie! Czas zleciał mi bardzo szybko. Po południu wpadł Mesut.Sam. Zdziwiło mnie to…
- Hej. – powiedziałam niepewnie.
- Cześć.
- Coś się stało? Gdzie Lisa?
- W domu. Śpi chyba… – usiadł na łóżku obok.
- Jak to „chyba”?!
- No nie wiem, nie byłem w domu dzisiaj ani w nocy!
- Co? – spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
- No… Poszła z Mullerem i ani ona, ani on nie wrócili. Ale Thomas wysłał mismsa rano, że Lisa śpi spokojnie w naszej sypialnii, a on sam na kanapie. Możemało wiarygodne, ale on nie kłamie. – uśmiechnął się niepewnie.
- Wy to jesteście stare dobre małżeństwo. – zaśmiałam się i usiadłam.
- Dobrze się już czujesz? – zapytał z troską.
- Tak, dzięki. – uśmiechnęłam się.
- To dobrze. – uśmiech pojawił się na jego twarzy.
- Piłeś?
- Trochę…
- Wiesz, że Lisa… – zaczęłam, ale mi przerwał.
- Nie lubi, kiedy piję. Ale musiałem jakoś odreagować to całe zamieszanie.Wiem.
- No właśnie. To po co pijesz? I z kim piłeś. – spojrzałam na niego.
- Z Gomezem i Mullerem.
- Po co?
- Nie wiem! Każdy ma swoje nałogi. Ty odreagowujesz pisząc piosenki, ja topiężale w kieliszkach… – speszył się.
- Jaaasne.
Mesut też chwilę posiedział, ale wyszedł tłumacząc się spotkaniem z Lisą…Rozumiałam chłopaka.
*
- Chcę stąd wyjść, jak najszybciej. – jęknęłam, kiedy pielęgniarka podała miporcję zastrzyków przeciwbólowych.
- Jeszcze jeden dzień, spokojnie. – uśmiechnęła się przyjaźnie, ale ja jąskarciłam wzrokiem.
- A nie mogłabym tak na przykład wyjść dzisiaj i dojść do siebie w domu? -zapytałam się błagalnym głosem.
- W sumie tak, ale zgodę musi wydać lekarz. Zaraz po niego pójdę.
” Nareszcie ” – pomyślałam. Po około 5 minutach wszedł lekarz z kartąwypisu. Wypełnił ją i mogłam wreszcie opuścić budynek. Na szczęście walizka zciuchami „przyjechała” ze mną do szpitala, więc spokojnie mogłamwybrać co chcę. Ubrałam niebieską sukienkę na ramiączkach, przed kolano, czarnąmarynarkę i do tego czarne 15-centymetrowe szpilki. Co jak co, ale buty naobcasie to ja kocham. Napisałam do Siergieja smsa z wiadomością, czy mógłbyprzyjechać pod szpital. Odpisał po chwili, że za 10 minut będzie. No tospakowałam rzeczy z szafki i wyszłam na ławkę przed szpitalem, żegnając się zpersonelem.
- O proszę, jak pięknie. – uśmiechnął się i pomógł mi zabrać torbę dosamochodu.
Kiedy stanęliśmy przed hotelem popatrzyłam na niego pytającym wzrokiem.
- Było bliżej do szpitala. – powiedział i mnie pocałował.
- Dziękuję. – wyszeptałam i wyszliśmy.
Kiedy znaleźliśmy się już w pokoju, poprosiłam męża o ręcznik i poszłam wziąćkąpiel. Kiedy już tak leżałam dostałam smsa od Lisy: „Żyjesz jeszcze?Mesut mówił, że dowiedział się od lekarza, że jutro wychodzisz. Jak coś to dajznać.” nie odpisałam. Potem to zrobię. Po dłuższej chwili wyszłam owiniętaręcznikiem i z narzuconym szlafrokiem i usiadłam na kanapie. Chwyciłam gazetę ztego co przeczytałam, o motoryzacji. No tak, druga miłość Siergieja.


*~*~*~*
Fresa: Hej wszystkim. Nie będę się dzisiaj rozpisywać, powiem tylko, że mój fragment jak zawsze pozostawia wiele do życzenia (: no i, że wgl pisałam go może z 30 minut, więc… co do reszty mi się podoba. :D Nie wiem jak współautorce, ale mi tak <3 spoko koko, ja nie mam nic więcej do dodania ;) Tylko jeszcze słówko – przepraszam za wszystkie zaległości itp.

Magi09 – nie mam siły nic tutaj w mojej mowie pisać ;P . Cieszę się tylko, że roździał miałam wcześniej napisany, bo teraz nie dała bym rady. Postaram się w wolnych chwilach cos tu pisać, ale nic nie obiecuję. Nie obiecuję, długości i jakości bo może mi to nie wyjść. Powód – odsyłam do siebie na blogi, wszystko jest napisane. Pozdrawiam :*